W grupowych rozgrywkach mundialu w Katarze zmierzymy się z Meksykiem (22 listopada), potem z Arabią Saudyjską (26 listopada) i w końcu z Argentyną (30 listopada). Tak chciał los wspomagany mocno regulaminem, bo system uwzględniał sporo wyjątków.
Reprezentacje, które zagrają, podzielono na cztery koszyki po osiem zespołów – w sumie 32 drużyny. Wciąż są trzy niewiadome. Ukraina ma zmierzyć się ze Szkocją, a zwycięzca pojedzie do Cardiff na decydujący mecz z Walią. W czerwcu dowiemy się też, czy zakwalifikuje się Nowa Zelandia, czy Kostaryka. Szansę mają również Zjednoczone Emiraty Arabskie, które czekają na lepszego z pary Australia–Peru.
Z Argentyną mamy dobre wspomnienia
Polska zaliczona została do trzeciego koszyka, co z góry oznaczało, że trafimy na dwie drużyny znacznie lepiej notowane w rankingu FIFA. Ale nawet z Argentyną mamy dobre wspomnienia. To najlepsze jest niestety odległe, bo pochodzi z 1974 r., kiedy zwyciężyliśmy 3:2. Jeśli jednak nasza drużyna chce zostać dłużej na Półwyspie Arabskim niż tylko do końca listopada, to nie może bać się żadnego przeciwnika. Tym bardziej że Meksyk i Arabia Saudyjska wydają się, przynajmniej teoretycznie, w zasięgu Roberta Lewandowskiego i jego kolegów.
Polska reprezentacja w piłce nożnej jedzie na mistrzostwa świata dziewiąty raz. Na pierwszym turnieju w 1938 r., zapamiętanym z szalonego meczu z Brazylijczykami, nie było jeszcze grup. Przegraliśmy wówczas 5:6 w jednej ósmej finału i była to pierwsza faza zawodów. Później nastąpiła długa przerwa, bo do 1974 r., gdy radowaliśmy się z trzeciego miejsca ekipy Kazimierza Górskiego. Występowaliśmy w kolejnych trzech mundialach do 1986 r.
W XXI w. były trzy występy, za każdym razem ograniczone do gier w grupach. Cztery lata temu na rosyjskich boiskach ciężko doświadczony został zespół prowadzony przez Adama Nawałkę.