Z dzisiejszej decyzji wyłamał się jeden kraj. To Holandia, która już kilka dni przed posiedzeniem ministrów finansów w Radzie UE uprzedziła, że nie poprze polskiego KPO (wstrzymała się od głosu). Amsterdam dowodził, że zbyt słabo zapisano praworządnościowe „kamienie milowe”, czyli elementy planu, od wykonania których zależą wypłaty. To nie przeszkodziło w akceptacji KPO, bo do tego potrzebna była tzw. większość kwalifikowana (55 proc. krajów reprezentujących 65 proc. ludności Unii).
Jednak wątpliwości mieli także inni członkowie Wspólnoty. Belgia, Dania i Szwecja dołączyły dziś specjalną deklarację, wzywając Brukselę do bardzo dokładnego kontrolowania, czy zobowiązania Warszawy w sprawie zasad państwa prawa będą wypełniane. Holandia przyłączyła się do tej deklaracji.
Czytaj też: Rząd PiS odmawia Unii i stawia na konfrontację
Polski KPO i taktyka von der Leyen
Polski KPO to 23,9 mld euro dotacji oraz 11,5 mld euro tanich pożyczek wypłacanych co sześć miesięcy w transzach aż do 2026 r. W obliczu kryzysu, inflacji i zbliżających się wyborów władza PiS potrzebuje tych pieniędzy jak kania dżdżu (zdążyła się już nawet nimi chwalić na billboardach).
Pierwszą zaliczkę, płaconą jeszcze „z góry”, Warszawa straciła w ubiegłym roku. Do wypłaty kolejnej transzy pod koniec 2022 r. (płacona będzie już „z dołu”) niezbędne jest spełnienie trzech warunków. Pierwszy: przyjęcie przepisów likwidujących Izbę Dyscyplinarną.