O likwidacji szefa terrorystycznej organizacji islamistów odpowiedzialnej za atak na USA 11 września 2001 r. powiedział w poniedziałek wieczorem Joe Biden. W specjalnym wystąpieniu telewizyjnym prezydent poinformował, że al-Zawahiri został zabity na balkonie domu w Kabulu, gdzie mieszkał z żoną, córką i jej dziećmi. Rakietowy atak – zaznaczył Biden – nie spowodował żadnych ofiar cywilnych, ocalała także rodzina szefa Al-Kaidy.
Jak przekonywał prezydent, udana akcja potwierdza, że mimo wycofania wojsk USA z Afganistanu możliwe jest rozprawienie się z przebywającymi w tym kraju ugrupowaniami terrorystycznymi. „Obiecałem narodowi amerykańskiemu, że będziemy kontynuować skuteczne operacje antyterrorystyczne w Afganistanie i poza jego granicami. Właśnie to zrobiliśmy” – ogłosił z triumfem.
Czytaj też: CIA zlikwidowała szefa Al-Kaidy
Brawurowa akcja
Zabicie Al-Zawahiriego jest oczywiście ogromnym sukcesem sił zbrojnych i wywiadu USA, któremu udało się go namierzyć i zlikwidować – jeśli podane w poniedziałek informacje o szczegółach akcji się potwierdzą – bez tego, co Pentagon nazywa eufemistycznie „niezamierzonymi szkodami”, czyli ofiar cywilnych. Za głowę przywódcy Al-Kaidy wyznaczono nagrodę 25 mln dol., więc można się domyślać, że zmilitaryzowanym jednostkom CIA, które wykonały zadanie, pomógł ktoś w Kabulu, udzielając stosownych informacji. Można też podziwiać zadziwiającą precyzję użytej w ataku amerykańskiej broni, zdalnie kierowanych dronów, nie wiadomo na razie, skąd dokładnie wysłanych, bo w Afganistanie wojsk USA ma przecież już nie być.
Brawurowa akcja 30 lipca ma jednak znaczenie głównie symboliczne. Według ekspertów wojskowych, jak były dowódca sił NATO w Afganistanie i były dyrektor CIA David Petraeus czy doradca prezydentów Clintona i Busha ds. terroryzmu Richard Clarke, jej operacyjne korzyści trudno na razie ocenić. Nie wiadomo, czy Al-Zawahiriego nie zastąpi wkrótce w roli wodza Al-Kaidy jakiś nowy, młodszy przywódca. Po wyparciu tego islamistycznego ugrupowania przez siły USA z Afganistanu i śmierci Bin Ladena 11 lat temu Al-Kaida stała się organizacją bardziej zdecentralizowaną, rozproszoną w wielu krajach. Jej rywalizacja z ISIS (tzw. Państwem Islamskim) sprawia, że przestała być jedynym źródłem inspiracji dla młodzieży radykalizującej się w duchu islamskiego ekstremizmu.
Czytaj też: Bez pracy, edukacji, twarzy. Talibowie tworzą świat bez kobiet
Problem z talibami
Komentatorzy w USA zwracają poza tym uwagę na kłopotliwe dla rządu amerykańskiego aspekty operacji zabicia Al-Zawahiriego, a ściśle mówiąc jej – zrozumiałego skądinąd – publicznego ujawnienia. Jak zauważyła była korespondentka telewizji CNN w Afganistanie Clarissa Ward, dowiedzieliśmy się przede wszystkim, że wódz Al-Kaidy przebywał tam od dłuższego czasu. I chociaż rządzący dziś w tym kraju talibowie zaprzeczają, jakoby o tym wiedzieli, nikt w to nie uwierzy – oczywiste jest, że został tam przez nich zaproszony. Zadbał o to podobno minister spraw wewnętrznych tzw. Islamskiego Emiratu Afganistanu Siradżuddin Haqqani, znany wcześniej jako herszt siatki terrorystycznej.
Talibowie, zawierając w Dausze porozumienie z byłą administracją Donalda Trumpa (zatwierdzone przez ekipę Bidena), zobowiązali się, że nie dopuszczą do powrotu do Afganistanu terrorystów z Al-Kaidy. Obecność w tym kraju Al-Zawahiriego pozwala podejrzewać, że jest ich tam więcej. Tymczasem po wycofaniu prawie rok temu (31 sierpnia 2021) wojsk i placówek dyplomatycznych USA, a więc i sieci agentów, Waszyngton nie ma tam sił zdolnych do rozpoznania sytuacji na miejscu i nie wiadomo, czy zapobiegnie odrodzeniu się baz terrorystów.
Czytaj też: Głód u bram w Afganistanie
Biden potrzebuje sukcesu
Likwidacja szefa Al-Kaidy jest sukcesem Bidena, który będzie się starał zdyskontować jako dowód, że skutecznie dba o bezpieczeństwo Ameryki. Biden potrzebuje teraz takich sukcesów. Jego notowania dołują od kilku miesięcy – w rezultacie niezadowolenia Amerykanów z sytuacji gospodarczej kraju, głównie inflacji, oraz ze względu na rosnącą przestępczość. Wybory do Kongresu za trzy miesiące mogą zakończyć się porażką Partii Demokratycznej i utratą przez nią większości, przynajmniej w Izbie Reprezentantów.
Ostatni tydzień przyniósł pewne optymistyczne dla Bidena wydarzenia – mimo ostrej polaryzacji w Kongresie obie partie niespodziewanie porozumiały się. Uchwaliły popularną ustawę o zwiększeniu produkcji półprzewodników i są bliskie uchwalenia zainicjowanej przez demokratów ustawy przewidującej m.in. kroki na rzecz walki ze zmianą klimatu. Sympatyzujący z rządzącą ekipą komentatorzy zaczęli spekulować, że w połączeniu z radykalnymi posunięciami prawicy – jak uchylenie precedensu Roe vs. Wade przez Sąd Najwyższy, czyli cofnięcie konstytucyjnych gwarancji legalności aborcji – oraz sporami republikanów wokół Donalda Trumpa może to odwrócić przed wyborami nastroje na korzyść Bidena i jego partii.
Likwidacja Osamy bin Ladena w 2011 r. pomogła nieco politycznie ówczesnemu prezydentowi Barackowi Obamie. Były to jednak inne czasy, trauma 9/11 silniej zaznaczała się w psyche amerykańskiego społeczeństwa. Nazwisko bin Ladena znali wszyscy. Nie wiadomo, ilu Amerykanów pamiętała, jak nazywał się jego zabity w sobotę następca.