Gdy kilka lat temu tzw. Państwo Islamskie (ISIS) rządziło w północnym Iraku, najgorzej mieli jezydzi, czyli członkowie synkretycznej sekty na motywach chrześcijaństwa i islamu. Dżihadyści uważali ich za heretyków, polowali na nich i mordowali z bezwzględną brutalnością. A mieli ułatwione zadanie, bo jezydów zazwyczaj można poznać po wąsach – bujnych i opadających na usta, zupełnie różnych od tych, które noszą muzułmanie.
Dżihadyści z ISIS, tak jak afgańscy talibowie, zmuszali mężczyzn na kontrolowanych przez siebie terenach do przestrzegania kanonów estetycznych opartych – według nich – na islamie, nieograniczających się bynajmniej do bród. W 2017 r. w Iraku zginął znany model Karar Nuszi, kojarzony głównie z powodu długich blond włosów i śmiałych kreacji. Nusziego przed śmiercią torturowano, potem wielokrotnie dźgnięto nożem, a ciało zmasakrowano. Mordercy obcięli mu również włosy. A rodzina i znajomi uważają, że Nuszi został zabity właśnie z powodu swoich długich włosów.
Dziś, gdy ISIS ledwo dyszy i kontroluje zaledwie kilka jaskiń na pograniczu iracko-syryjskim, mężczyźni z tej części świata masowo wracają do wąsów w rozmaitych odmianach, ale zawsze kojarzonych z lokalnie rozumianą męskością i witalnością. Jednocześnie, w kontrolowanym znów przez talibów Afganistanie wracają stare zasady: wąsy krótkie, broda na tyle długa, że wystaje z zaciśniętej na niej pięści, a włosy na głowie nie dłuższe niż pierwszy paliczek palca wskazującego. W obawie, że te nowe–stare zasady przeleją się przez granicę, tadżycka policja niedawno ogoliła 13 tys. brodaczy w ramach walki z „obcymi wpływami”.
Religijno-polityczna walka o zarost trwa więc w najlepsze. Ale gdy spojrzeć na cały świat muzułmański, to po epoce brody chyba właśnie rozpoczyna się era wąsów.