Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Chilijczycy odrzucili nową konstytucję. Co poszło nie tak?

Referendum konstytucyjne w Chile. Na zdjęciu zwolennicy odrzucenia projektu, Valparaiso, 4 września 2022 r. Referendum konstytucyjne w Chile. Na zdjęciu zwolennicy odrzucenia projektu, Valparaiso, 4 września 2022 r. Rodrigo Garrido / Reuters / Forum
Zgodnie z przewidywaniami większość Chilijczyków zagłosowała przeciw nowej konstytucji. Rządząca lewica nie umiała sprawnie przekazać założeń projektu, ale nie składa broni, bo poparcie dla reform wciąż jest wysokie.

Porażka majaczyła na horyzoncie, odkąd 4 lipca urzędujący zaledwie od czterech miesięcy prezydent Gabriel Boric pokazał pierwszy raz finalny projekt. Sondaże zapowiadały, że trudno będzie przekonać do niego Chilijczyków. Już w badaniu Plaza Publica 51 proc. respondentów opowiedziało się przeciw niemu, poparło go 34 proc. W 15 proc. niezdecydowanych lewica upatrywała nadziei. Stąd objazd po kraju i kampania z przekazem, że ten konstytucyjny szkic najlepiej odpowiada na potrzeby i niezadowolenie wyrażone w sile nawet 3 mln demonstrantów jesienią 2019 r.

Konstytucja Chile: do wymiany

Plan się nie powiódł, przy ponad 97 proc. zliczonych głosów referendalnych wyniki są przytłaczające: 62 proc. obywateli opowiedziało się przeciw nowej konstytucji, 38 proc. ją poparło. Przypomnijmy: trzy lata temu gigantyczne protesty przetoczyły się przez kraj z powodu pogarszających się warunków materialnych, to było też w istocie wotum nieufności wobec całej klasy politycznej i porządku dominującego w kraju przez trzy dekady po upadku dyktatury Pinocheta. Chile weszło na drogę ustrojowych reform. Sebastian Piñera, ówczesny prezydent, prawicowiec i miliarder, porozumiał się z liderami powstania i poparł pomysł nowej konstytucji.

Poprzednia, przyjęta w 1980 i wprowadzona w życie rok później, była ostatnim reliktem dyktatury. Choć wielokrotnie poprawiana, od ustanowienia demokracji w 1989 r. nigdy nie została przepisana w całości. W jej świetle państwo nawet nie odgrywało roli stróża nocnego, ale raczej jego szkieletu. Było nieobecne lub ledwie wkraczało w kluczowe obszary życia publicznego. Główny autor ustawy Jose Piñera (starszy brat byłego prezydenta) nazywał ją „konstytucją wolności”, nawiązując do jednej z książek swego ideologicznego patrona Friedricha Augusta von Hayka. Ustanawiała neoliberalną utopię, uświęcając rozwiązania tak paradoksalne jak prawo do posiadania wody, którego nie należy mylić z dostępem do wody pitnej. W kraju nękanym przez suszę od 13 lat (ponad 10 proc. populacji nie ma stałego dostępu do wody pitnej) woda jest dobrem rynkowym, a prywatne przedsiębiorstwa mogą używać go za bezcen do własnych komercyjnych celów.

Ten i inne zapisy nigdy nie zostały usunięte. Chilijczycy odważyli się więc uznać posttransformacyjny ład za przeterminowany, zamarzyli o nowej rzeczywistości i innej relacji z państwem. Uczciwszej, bardziej egalitarnej – rynek miał mieć mniej do powiedzenia. Ten równościowy dom dla wszystkich obywateli miał stać stabilnie na dwóch podporach: władzy wykonawczej, którą obóz zmian zdobył dzięki zwycięstwie Borica w grudniu 2021 r., i nowej konstytucji. Udało się w połowie.

Domosławski: Gabriel Boric – nadzieja latynoamerykańskiej lewicy

388 artykułów, 54 tysiące słów

Co zdecydowało o porażce? Jak zawsze w przypadku tak złożonego prawa – przyczyn jest kilka. Po pierwsze, cały proces, od rozmów z Piñerą, przez wyłonienie konstytuanty, po referendum, zabrał trzy lata. Entuzjazm zwyczajnie się wypalił, paliwa z demonstracji wystarczyło jeszcze tylko na kampanię Borica, jednego z liderów demonstracji. Wielu z tych, którzy popierali ideę wielkiej zmiany, miało też wysokie oczekiwania – chcieli rewolucji, nie ewolucji, reformy ich zdaniem postępowały stanowczo za wolno. To po części wyjaśnia też słabnące poparcie dla Borica, najmniej popularnego ze wszystkich członków rządu. Obejmował urząd w marcu z 50 proc. pozytywnych opinii i odtąd tylko słabnie w sondażach. Od 7 kwietnia ani razu tych, którzy oceniają go dobrze, nie było więcej niż krytyków.

Drugi problem to kształt ustawy: 388 artykułów, 11 rozdziałów, 57 przepisów tranzycyjnych, 54 tys. słów – tak długi tekst okazał się bardzo trudny do przybliżenia wyborcom. Projekt był zbyt skomplikowany, nawet członkowie 155-osobowej konstytuanty miewali problemy z wyjaśnieniem jego poszczególnych założeń. Dominująca w zgromadzeniu nowa lewica, wywodząca się głównie z ruchów miejskich i aktywistów, przegrała tę wojnę komunikacyjną. Nie udało się przedstawić projektu jako odpowiedzi na potrzebę zmian w funkcjonowaniu państwa. W centrum i na prawicy pogłębiły się za to obawy przed próbą nadmiernego regulowania wszystkich dziedzin życia. Sporą rolę odegrała dezinformacja i fake newsy – w tym kłamliwe twierdzenia, że konstytucja zakazuje własności prywatnej, blokuje działalność koncernów wydobywczych czy wprowadza prawo do aborcji na życzenie w dowolnym momencie ciąży.

Czytaj też: Manifestacje feministyczne w konserwatywnym Chile

Cień Pinocheta wisi nad Chile

Nie bez znaczenia jest i to, że inflacja w kraju rośnie, w sierpniu przekroczyła 13,1 proc. Peso notuje rekordowe spadki wartości. O kilkadziesiąt procent wzrosła liczba morderstw oraz incydentów z użyciem broni palnej. Zaktywizowały się gangi, dotąd rzadko w Chile spotykane. Rządzącym nie pomaga wreszcie sytuacja przy granicy z Peru – napór migrantów, głównie Wenezuelczyków i Haitańczyków. Wielu z nich pada ofiarami karteli handlującymi ludźmi. Rząd próbował zmilitaryzować ten region, podobnie jak obszar Araucanii na południu, gdzie z kolei regularnie dochodzi do starć między służbami porządkowymi a Mapuczami, rdzennymi mieszkańcami Chile, walczącymi z deforestacją i łamaniem ich praw przez prywatne koncerny. Boric, który wiele miejsca w kampanii poświęcił sytuacji mniejszości etnicznych, stracił ich zaufanie, kiedy w kwietniu wysłał na południe oddziały antyterrorystów. Nie pomógł nawet projekt konstytucji dający im szeroki zakres praw i reprezentację w parlamencie.

Projekt ma niesamowicie progresywny charakter, uznaje Chile za kraj „społecznie demokratyczny”, „wielokulturowy” i „wielonarodowy”. Zakłada parytet płci na wszystkich szczeblach władzy wykonawczej i we wszystkich publicznych instytucjach. Reformę regulacji dotyczących wody i ograniczenia w przemyśle wydobywczym. Do tego eliminację senatu, monokameralizm i daleko idącą decentralizację władzy. Na papierze wszystko wyglądało przekonująco.

Ostatecznie twórcy projektu padli ofiarą własnego sukcesu sprzed trzech lat. Napisali konstytucję, która dla ich zwolenników była spóźniona i za mało odważna, dla oponentów z kolei – zbyt radykalna. Nie nastąpiło przesunięcie w kierunku politycznego centrum, które – co ciekawe, ale wymagające osobnego tekstu – zadziałało w rządzie Borica. Prezydent zaprosił do współpracy wszystkie nieprawicowe środowiska: tradycyjnych socjalistów, komunistkę, koleżankę z czasów studenckich Camile Vallejo, liberalnego ekonomistę Mario Marcela. W konstytuancie dominowała nowa lewica; wielu ekspertów wskazuje dziś, że zabrakło dialogu z drugą stroną i symbolicznych gestów, np. oddania prawicy współprzewodnictwa w zgromadzeniu.

Nie znaczy to, że proces reform ustrojowych w Chile właśnie się zakończył. Według badania Cadem z 24 sierpnia 67 proc. mieszkańców chce nowego projektu konstytucji albo wprowadzenia zmian do istniejącego. Gabriel Boric zapowiedział, być może pochopnie, że jest zwolennikiem startu od zera. Zaczął negocjacje z szefami głównych partii w parlamencie. Jednak im więcej czasu upływa, tym mniejsze szanse na prawdziwie cywilizacyjną zmianę. Wiele wskazuje, że ponad trzy dekady po upadku dyktatury jej dziedzictwo nadal silnie kształtuje codzienność Chile.

***

Książka Mateusza Mazziniego „Koniec tęczy. Chile po Pinochecie” ukaże się w lutym 2023 r. w Szczelinach, imprincie Wydawnictwa Otwartego.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Fotoreportaże

Richard Serra: mistrz wielkiego formatu. Przegląd kultowych rzeźb

Richard Serra zmarł 26 marca. Świat stracił jednego z najważniejszych twórców rzeźby. Imponujące realizacje w przestrzeni publicznej jednak pozostaną.

Aleksander Świeszewski
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną