Ukraina pod gradem dronów
Ukraina pod gradem irańskich dronów. To zła wiadomość
Putin przeniósł ciężar wojny tam, gdzie jeszcze ma przewagę. Główną rolę w bombardowaniach odgrywają irańskie drony-kamikadze, których Rosja miała kupić ponad 2 tys. Aparaty latające Shahed-136 (zwane w Rosji Geran-2) mają w irańskiej specyfikacji takie parametry zasięgu i udźwigu, jakim nie dorówna żaden sprzęt zachodni. Eksperci radzą odejmować zero od deklarowanych przez Teheran osiągów, ale i tak te pociski potrafią przebyć ponad 200 km. Wystrzeliwane z Białorusi spadają w Kijowie i centralnej Ukrainie.
Według zachodnich ocen pociski manewrujące wystrzelone przez Rosję w pierwszych dniach kampanii odwetowej kosztowały pół miliarda dolarów. Takich kosztów może nie usprawiedliwiać nawet wściekłość Putina za uszkodzenie mostu Krymskiego. Irańskie drony, które zamiast silników odrzutowych napędzają spalinowe pyrkawki jak z motoroweru, to ułamek ceny „prawdziwych” rakiet. Zamiennik sprawdza się wystarczająco dobrze, bo ilość zastępuje jakość. Dlatego Moskwa miała zamówić w Teheranie kolejną partię dronów, opracowanych z myślą o zmasowanych nalotach na Tel Awiw i Hajfę, ale również pociski balistyczne o zasięgu 300 do 700 km, szykowane na Izrael. To zła wiadomość dla Ukrainy, mimo że jednocześnie wystawia fatalne świadectwo rosyjskiemu przemysłowi obronnemu i może świadczyć o kończących się zapasach i funduszach.
Niezrażeni Ukraińcy zaczęli kolejną kontrofensywę. Wysiłek ukraińskiej armii koncentruje się znowu na południu, praktycznie na całej linii frontu chersońskiego. W ciągu ostatnich tygodni Ukrainie udało się tam prawie o połowę zmniejszyć obszar kontrolowany przez rosyjskie wojska i wyłączyć z użytku dwa mosty na Dnieprze. W efekcie 15 tys. żołnierzy Putina jest pozbawionych możliwości szybkiej ewakuacji i większości zaopatrzenia. Przejechać przez mosty mogą tylko lżejsze pojazdy.