O jeden policzek za daleko
O jeden policzek za daleko. #MeToo i grzechy francuskiej lewicy
Ostatnie tygodnie nie należą do udanych dla koalicji, która miała doprowadzić do wielkiego odrodzenia francuskiej lewicy. Wedle jednego z sondaży aż 64 proc. ankietowanych uważa, że afery obyczajowe zdecydowanie odebrały polityczną wiarygodność aliansowi. A chodzi o zarzuty znęcania się fizycznego lub psychicznego lewicowych polityków nad kobietami.
Przypomnijmy, że sojusz pod barokową nazwą Nowa Unia Ludowa, Ekologiczna i Społeczna (we francuskim skrócie: NUPES) zrodził się przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi. Na jego czele stanął nestor skrajnej lewicy Jean-Luc Mélenchon. Ten 71-letni trybun ludowy w wyborach prezydenckich osiągnął najlepszy wynik po swojej stronie barykady politycznej. Z wyżyn sukcesu doprosił ugrupowania, które może i miały dłuższą historię, jak choćby socjaliści, ale teraz okazały się zdecydowanie słabsze od jego partii La France Insoumise. I tak oto narodził się NUPES – od proeuropejskich zielonych, przez centrowych socjalistów, aż po skrajną lewicę i komunistów. Ugrupowanie pełne ideologicznych niespójności i wyrazistych przywódców.
W Zgromadzeniu Narodowym NUPES zdobył aż 131 miejsc na 577 (dla porównania: partia Marine Le Pen uzyskała 89). Co ważne z punktu widzenia dzisiejszych skandali obyczajowych, nie było wątpliwości, że sojusz twardo opowiada się za poszanowaniem praw kobiet.
Dawna hipokryzja
I na tym obszarze właśnie wybuchła polityczna bomba. Nazwisko bohatera afery – Adrien Quatennens – poza Francją raczej nic nikomu nie powie. Ale dla wszystkich interesujących się polityką francuską wiadomość o przemocy w rodzinie tego polityka o charakterystycznej rudej czuprynie to był szok.
Urodzony w 1990 r. Quatennens to wielka nadzieja lewicy. Politycznie wciąż młody, ale wyrobiony polemista, w imieniu La France Insoumise dwojący się i trojący w mass mediach.