Według informacji potwierdzonych przez agencję AP i telewizję CNN Castillo w środę wieczorem przebywał już w areszcie pod nadzorem policji. Kilka godzin wcześniej 101 spośród 130 członków jednoizbowego peruwiańskiego parlamentu zagłosowało za usunięciem go z urzędu. To możliwe dzięki reformie konstytucyjnej z 1993 r., w ramach której do ustawy zasadniczej wpisano prawo legislatury do odwołania głowy państwa, w efekcie czyniąc ją instytucją silniejszą od władzy wykonawczej.
Bezpośrednią przyczyną odwołania Castillo był kryzys rządowy, który prezydent wywołał na początku tego tygodnia. Chciał rozwiązać parlament, rozpisać nowe wybory i przeprowadzić kolejną reformę konstytucyjną, doprowadzając w ten sposób do zwiększenia kompetencji prezydenta. Jego plan zbojkotowali jednak członkowie rządu – siedmiu z nich podało się w środę do dymisji. Skrytykowała go też wiceprezydent Dina Boluarte, która w trybie pilnym została zaprzysiężona, przejmując obowiązki głowy państwa.
Nowy minister co sześć dni
Castillo, nauczyciel i związkowiec bez większego doświadczenia w polityce, był jednym z najbardziej chybotliwych przywódców latynoamerykańskich w ostatnich latach. Na urząd wybrany został w lipcu 2021 r. i od tego czasu przechodził od jednego kryzysu do drugiego. Sam uważał, że opozycja złożona z tradycyjnego prawicowego establishmentu robi wszystko, żeby odsunąć go od władzy. W pewnym sensie tak rzeczywiście było, bo Keiko Fujimori, jego rywalka z ubiegłorocznych wyborów, córka byłego prezydenta (i dyktatora) Peru Alberto Fujimoriego, do końca walczyła o unieważnienie elekcji w tamtejszym trybunale konstytucyjnym.
Sam Castillo nie był jednak nigdy w stanie skonsolidować władzy. Brak doświadczenia prezydenta i przede wszystkim silnego zaplecza instytucjonalnego wprowadzał gigantyczny wręcz poziom niestabilności. Najlepiej zresztą świadczą o tym same liczby: w ciągu pierwszych 12 miesięcy na stanowisku prezydenta Castillo wymieniał ministra w rządzie średnio raz na sześć dni.
Czytaj także: Jak Mario Vargas Llosa nie został prezydentem Peru
Pedro Castillo. Korupcja czy spisek?
Do tego dochodziły coraz poważniejsze oskarżenia o korupcję. W chwili usunięcia z urzędu Castillo był podejrzanym w pięciu śledztwach dotyczących protekcji, ustawiania przetargów publicznych i sprzeniewierzania pieniędzy z budżetu państwa. Najwięcej podejrzeń budziła jego współpraca z ministerstwem mieszkalnictwa, gdzie były już prezydent miał osobiście wpływać na przebieg konkursów dotyczących inwestycji publicznych, tak by kontrakty trafiały do firm prowadzonych przez przyjaznych mu biznesmenów.
On sam konsekwentnie oskarżenia odrzucał, widząc w nich spisek konserwatywnych elit. W takim samym tonie opisuje zresztą wydarzenia z ostatnich dni. Jeszcze jako głowa państwa wygłosił we wtorek wieczorem orędzie do narodu, w którym stwierdził, że część parlamentu od samego początku działa na jego szkodę. Mówił też, że „nie jest człowiekiem skorumpowanym, a jedynie mężczyzną z prowincji, który płaci za błędy wynikające z braku doświadczenia”.
Czytaj także: Pierwsza gafa nowego prezydenta Peru
Nieudany zamach i nowe porządki
Teraz prezydent jest pod nadzorem policji, a władzę w kraju de facto sprawuje Dina Boluarte. Przeciwko Castillo błyskawicznie wystąpili inni najważniejsi urzędnicy państwowi, w tym peruwiański rzecznik praw obywatelskich oraz przewodniczący trybunału konstytucyjnego. Obaj jednoznacznie określili dążenie do rozwiązania parlamentu jako próbę przeprowadzenia zamachu stanu za pomocą ustawy. Ruch Castillo potępiła też Organizacja Państw Amerykańskich oraz przedstawiciele dyplomatyczni USA i Argentyny. Choć kontynent latynoamerykański w ostatnich miesiącach mocno skręcił w lewo, a fala nowych przywódców z tego nurtu zdominowała tamtejszą politykę, Castillo nie był popularny na arenie międzynarodowej. Nie należy się więc spodziewać, że w jego obronie wystąpią pozostali antyestablishmentowi politycy z innych krajów regionu.
Zwolenników były już prezydent nie ma też tak naprawdę w Peru. Został nawet usunięty z własnej partii, a w ostatnich miesiącach bił rekordy niepopularności wśród wyborców. Na początku października według sondażu pracowni IEP pozytywnie jego pracę oceniało zaledwie 25 proc. obywateli, 75 proc. było krytycznych. Takie wyniki utrzymywały się od początku września, wcześniej były tylko niewiele lepsze. Co ciekawe jednak, sam kongres też nie cieszy się społeczną estymą. Jak pokazują dane z październikowych badań Ipsos, zaledwie 42 proc. Peruwiańczyków popierało półtora miesiąca temu usunięcie prezydenta z urzędu przez parlament. Naród obawia się kolejnego długiego okresu politycznej niestabilności, która mogłaby doprowadzić do niepokojów społecznych, strajków, a nawet zamieszek.
Czytaj także: Domosławski o poszukiwaczach złota w Peru
To nie pierwsze kłopoty w Peru
Dla peruwiańskiej polityki bieżący kryzys nie jest niczym nowym. Usunięty przez Kongres został również poprzedni prezydent Martín Vizcarra, który wsławił się katastrofalnym dla gospodarki zarządzaniem kryzysowym w czasie pandemii koronawirusa oraz nadużywaniem swoich przywilejów w celu przeskoczenia kolejki do szczepienia na covid-19. Symbolem politycznych przepychanek do dziś pozostaje Alberto Fujimori, najpierw demokratycznie wybrany prezydent, który po dwóch latach sprawowania urzędu w 1992 r. przeprowadził przy pomocy wojska zamach stanu i rządził krajem przez kolejne osiem lat. Według informacji CNN możliwość wykonania podobnego ruchu sondował również Castillo, rozmawiając z niektórymi dowódcami wojskowymi.
Jego usunięcie z urzędu przed końcem kadencji było pewne, choć nie dało się przewidzieć precyzyjnie, kiedy ono nastąpi. Peru najpewniej pogrąży się teraz w kolejnym kryzysie polityczno-konstytucyjnym, bo Castillo już zapowiada, że decyzję o impeachmencie zaskarży do wszystkich możliwych sądów i trybunałów. Od 2016 r. kraj ten miał aż pięciu prezydentów, żaden nie przetrwał pełnej kadencji w tej roli. Udany środowy impeachment był zresztą już trzecią próbą pozbawienia Castillo władzy.
Dla tej rozedrganej, jednej z najmniej skonsolidowanych demokracji w regionie to mocny cios, zwłaszcza w obliczu nadchodzącego kryzysu gospodarczego i coraz większych problemów ze zorganizowaną przestępczością. Przez Peru prowadzi jeden z głównych szlaków kryminalnego przerzutu migrantów, głównie z Haiti i Wenezueli – ofiary karteli są według portalu InSight Crime liczone w tysiącach rocznie. To kolejny czynnik, który będzie dalej destabilizował kraj. Bez silnego parlamentu i władzy wykonawczej, która ma realny wpływ na rzeczywistość, powstrzymać ten proceder będzie bardzo trudno.