Do przełomu dojdzie 14 kwietnia, Indusów będzie już wtedy 1 425 775 850, czyli niemal dokładnie co szósty człowiek będzie wtedy mieszkał w Indiach – tak twierdzi ONZ. Liczba mieszkańców tego kraju rosła ostatnio błyskawicznie. Ledwie w maju 2000 r. w New Delhi urodziła się Astha Arora, miliardowa Induska. Dziś jest pielęgniarką w szpitalu w stolicy, jednym z najbardziej zanieczyszczonych miast świata. Marzenia o zostaniu lekarką Astha musiała porzucić, bo jej rodziców nie było stać na opłacenie studiów. Choć po narodzinach dziewczynki ówczesna minister zdrowia obiecała jej darmową dożywotnią edukację, opiekę zdrowotną i bilety kolejowe, to jedyne wsparcie przyszło z funduszu ONZ.
22-letnia dziś Astha reprezentuje dominującą grupę w wyjątkowo młodym społeczeństwie – średnia wieku nad Gangesem to 28 lat. Ta młodość miała być atutem w globalnym wyścigu gospodarczym, ale zmieniła się w balast. Nie ma pracy (w 2050 r. także co szósty na świecie człowiek w wieku produkcyjnym będzie żył w Indiach), nie ma inteligentnych miast, nowych uczelni ani boomu produkcyjnego. Są za to olbrzymie ambicje i kilka tysięcy podań składanych przez osoby z wyższym wykształceniem na jedną posadę niższego szczebla. Pracuje niespełna 11 proc. młodych absolwentów. Przepowiednie, że Indie podbiją świat armią świetnie wykształconych pracowników, można więc odesłać do lamusa. Bo choć kraj wciąż jest na demograficznej wznoszącej, trend już się zmienia.
Wskaźnik dzietności nad Gangesem spada – tak wynika z ogólnonarodowego badania zdrowia rodzin za lata 2017–22. 30 lat temu normą była trójka, czwórka potomstwa. W 2020 r. Induski rodziły przeciętnie tylko dwoje dzieci. To za mało, by utrzymać populację. Zmiany są skutkiem popularyzowania, szczególnie wśród kobiet, wiedzy o antykoncepcji i życiu seksualnym.