Świat

Benedykt XVI nie żyje. Jak soborowy reformator stał się twardym konserwatystą

Kard. Józef Ratzinger w 2004 r. Kard. Józef Ratzinger w 2004 r. Pizzoli / Fotogramma / Zuma Press / Forum
Odejście Benedykta XVI to dla Kościoła katolickiego cezura porównywalna chyba ze śmiercią Piusa XII. Ostatecznie skończyła się epoka pokolenia z entuzjazmem towarzyszącego „przewietrzaniu Kościoła” przez Jana XXIII.

Skończyła się epoka reform II Soboru Watykańskiego. Nadziei na modernizacyjny wielki przełom w Kościele, a potem ściągania lejc przez Pawła IV. Konserwatywnej rewolucji polskiego papieża, który zdawał się udanie łączyć konserwowanie kościelnej doktryny z emocjonalną mobilizacją wiernych, przeciwstawiając się zarówno komunizmowi, jak i libertyńskim pokusom kapitalizmu.

Joseph Ratzinger był ostatnim z tamtej formacji. Był równolatkiem m.in. Simone Veil, Güntera Grassa, Hansa-Dietricha Genschera czy Samuela Huntingtona. Był, podobnie jak Karol Wojtyła, „góralem”, tyle że „alpejskim”, a nie beskidzkim, oraz – w odróżnieniu od swego soborowego dioskura, a późniejszego antypoda Hansa Künga – synem autorytarnego niemiecko-bawarskiego żandarma, a nie samorządnego szwajcarskiego kupca.

Czytaj też: Co myśli papież?

Wcielony do Hitlerjugend i Wermachtu

Urodził się w Wielką Sobotę w 1927 r., miał starszą siostrę i młodszego brata, który także został księdzem, podobnie jak jego stryjeczny dziadek. Ojciec – niechętnie traktowany przez nazistów – przeszedł w 1937 r. na emeryturę, a Joseph – od dzieciństwa ministrant – w 1939 wstąpił do arcybiskupiego seminarium pedagogicznego w Traunstein. Tam też chodził do państwowego gimnazjum, w którym w 1941 r. został automatycznie wcielony do Hitlerjugend. W 1943 r. już jako gimnazjalista i pomocnik służby przeciwlotniczej w Monachium był przydzielony do baterii dział przeciwlotniczych, potem do Służby Pracy, a w grudniu 1944 r. otrzymał powołanie do Wehrmachtu.

W maju 1945 r., po śmierci Hitlera, zdezerterował do domu. Na krótko został zatrzymany przez Amerykanów, po zdaniu matury podjął w 1947 r. studia filozoficzno-teologiczne, najpierw we Freisingu, a potem w Monachium. W 1948 r. otrzymał z rąk kard. Faulhabera pierwsze święcenia kapłańskie, a w 1952 r. został wykładowcą w seminarium duchownym. W 1953 r. z wyróżnieniem obronił doktorat pt. „Lud i Dom Boży w nauce Augustyna o Kościele”. W 1957 r. mimo sprzeciwu uznanego wówczas dogmatyka Michaela Schmausa uzyskał habilitację pracą o „Św. Bonawentury teologii historii”. Zakwestionowane fragmenty zostały opublikowane dopiero w 2009 r.

Czytaj też: Grzechy główne Kościoła

Bóg, co to właściwie takiego?

31-letni profesor w 1958 r. został wykładowcą najpierw we Freisingu, potem w Monachium, a wreszcie w Bonn, gdzie w 1959 r. wygłosił wykład inauguracyjny „Bóg wiary a Bóg filozofów”. Dom prowadziła mu jego siostra Maria. Jako wykładowca był wówczas dla studentów wschodzącą gwiazdą, ponieważ bez krycia się za tekstami ojców Kościoła śmiało stawiał niebywałe pytania w rodzaju: „Bóg, co to właściwie takiego?”.

W 1963 r. został powołany do seminarium dogmatyki na wydziale teologii katolickiej uniwersytetu w Münster. Całkowicie zgodnie z duchem czasu od 1964 r. należał do „Ekumenicznego koła roboczego ewangelickich i katolickich teologów”, choć gdy w 1981 r. został przez Jana Pawła II powołany na stanowisko prefekta kongregacji wiary, było to już tylko członkostwo „korespondencyjne”. A i to już jako Benedykt XVI zerwał w 2005 r.

Czytaj też: Wywiad rzeka z Benedyktem XVI

Küng i Ratzinger: „nastolatki teologii”

W Bonn na młodego wykładowcę zwrócił uwagę arcybiskup Kolonii kard. Joseph Frings. W fazie przygotowań do soboru zlecił mu napisanie mowy przeciwko scholastycznemu skostnieniu Kościoła, którą miał wygłosić w Genui. Wbrew obawom Jan XXIII bardzo za nią kardynała pochwalił, po czym Frings został włączony do soborowego prezydium i zabrał ze sobą 35-latka jako doradcę i swego ghostwritera. W 1963 – już przez Pawła VI – Ratzinger został oficjalnie mianowany teologiem soborowym (Peritus) mającym wpływ na obsadę komisji oraz redakcję dokumentów soborowych.

Wraz z nieco młodszym Hansem Küngiem, z którym zaprzyjaźnił się w 1957 r. w Rzymie, a który w czasie soboru był doradcą arcybiskupa Wiednia kard. Franza Königa, stali się reformatorskimi gwiazdami, przez sędziwych purpuratów nazywanymi niekiedy z przekąsem „nastolatkami teologii”. Sobór związał ich do końca życia osobliwym węzłem gordyjskim. W 1966 r. Küng ściągnął pokrewnego sobie duchem Bawarczyka na uniwersytet w Tybindze, który już był jednym z intelektualnych ognisk nadciągającej rebelii 1968 r. Wtedy jeszcze obaj równo mieli na pieńku z konserwatystami. W Polsce kard. Wyszyński niebawem zakazał publikacji ratzingerowskiego „Wprowadzenia do chrześcijaństwa” (1968), a Küng za podważenie dogmatu o nieomylności papieża (1970) na trwałe naraził się Watykanowi.

Hans Küng i Uta Ranke-Heinemann: buntownicza wizja katolicyzmu

Otworzył drogę Janowi Pawłowi II

Niemniej 1968 r. rozdzielił „dioskurów”. O ile Szwajcar dobrze sobie radził z „oddolną demokracją” lewicowych studentów zrywających wykłady i domagających się marksistowskiej wykładni dziejów, o tyle dla syna bawarskiego policjanta krzykliwe „lewactwo” zakrawało na obrazę boską. Osobiście urażony, przeniósł się do bardziej konserwatywnej Ratyzbony, ale w lutym 1970 r. wraz m.in. z Karlem Rahnerem przygotował memoriał w sprawie bardziej zróżnicowanego traktowania kwestii celibatu. Gdy jednak w 1974 r. Küng książką „Być chrześcijaninem?” ostatecznie naraził się Watykanowi, Ratzinger publicznie stanął po drugiej stronie barykady. A w 1977 r. został przez Pawła VI mianowany arcybiskupem Monachium.

W latach 70. należał do tych niemieckich hierarchów, którzy wyraźnie angażowali się na rzecz pojednania z Polską, w 1977 r. podejmował w Republice Federalnej delegację polskich biskupów. To ta wizyta otworzyła drogę polskiemu pontyfikatowi, ponieważ z inicjatywy austriackich hierarchów i po wizycie Jana Pawła II w Republice Federalnej w 1980 r. kard. Ratzinger został w listopadzie 1981 powołany do Rzymu na prefekta kongregacji wiary i nauki.

Z watykanistą o kryzysie papiestwa

Dawny reformator staje się konserwatystą

Na nowym stanowisku dawny reformator szybko zaczął być postrzegany jako konserwatysta. Teraz jednoznacznie bronił celibatu i aktualności „pigułkowej” encykliki Humanae vitae, ganił latynoską „teologię wyzwolenia”, a także – jak mu zarzucano – przeciwstawiał się posoborowej decentralizacji Kościoła. Za kropkę nad „i” jego konserwatywnego zwrotu krytycy uznali pozbawienie w 1982 r. Künga, niedawnego przyjaciela, prawa nauczania teologii katolickiej w imieniu Kościoła. Ich drogi rozeszły się całkowicie.

Ratzinger nie był zbyt szczęśliwy w roli „nadzorcy” doktryny, raz go wychwalano za wspieranie ekumenicznego dialogu, kiedy indziej krytykowano za blokowanie w 2003 r. zjazdu Kościołów. Pod koniec pontyfikatu Jana Pawła II, gdy chciał poprosić papieża o zwolnienie z tego obowiązku, usłyszał: „niech ksiądz nawet nie próbuje, ja chcę mieć księdza do końca”. I rzeczywiście, był nieodzowny w pracach nad katechizmem Kościoła katolickiego, po czym – już jako Benedykt XVI – ogłosił w czerwcu 2005 r. jego kompendium.

Czytaj też: Jakie były nadzieje w Kościele po odejściu Benedykta XVI

Osiągnięcia i kryzysy

Polsko-niemiecki tandem w Kościele katolickim – zapowiedziany właściwie już w 1965 r. wymianą listów biskupich, ale zainaugurowany wyborem na papieża najpierw Karola Wojtyły, a po nim jego najważniejszego współpracownika Josepha Ratzingera – trwał 35 lat, w ciągu których świat kompletnie się zmienił. Jan Paweł II wywarł ogromny wpływ na przemiany w 1989 r. w Europie Środkowo-Wschodniej, a kard. Ratzinger – a potem Benedykt XVI – na posoborowe dyscyplinowanie kościelnej doktryny.

Jednak to w czasie obu tych pontyfikatów narastały w europejskim katolicyzmie problemy, które dziś przesłaniają tamte osiągnięcia. Najpierw w zachodniej Europie, a dziś także u nas wybuchł kryzys powołań, odchodzenie wiernych od Kościoła, a także skrywany przez władze kościelne problem pedofilii wśród kleru.

Czytaj też: Czy Joseph Ratzinger przyspieszył laicyzację w Niemczech?

Papież intelektualistów

Benedykt XVI nie miał charyzmy porównywalnej z Janem Pawłem II. Ten niemiecki profesor nie miał też zbytniego talentu do kontaktu z tłumem. To bulwarówka „Bild” po konklawe rzuciła hasło: „Jesteśmy papieżem!”, a tłumy Niemców witających „swojego papieża” w Kolonii z czasem się wyraźnie przerzedziły.

Ratzinger pociągał intelektualistów swym wyszlifowanym językiem. Jego książki teologiczne, jak „Bóg Jezusa Chrystusa”, czytelne i przejrzyste, są bestsellerami. Ale w trudnych sytuacjach teologicznych brakowało mu niekiedy publicznej empatii. Stąd zdarzały mu się niezamierzone potknięcia w ekumenicznym dialogu z Żydami, z muzułmanami, a także z rodzimymi protestantami, których Karol Wojtyła – z historycznym bagażem wielowyznaniowej Rzeczypospolitej, a także monarchii habsburskiej – nie popełniał.

Czytaj też: Pedofilia w Kościele. Nowy raport uderza w Benedykta XVI

Obrona przed liberalnym zagrożeniem

W Polsce po wizycie Benedykta XVI w 2006 r. wiązano nadzieje nie tylko na teologiczny, ale i instytucjonalny wpływ nowego papieża na jawne już spory między nurtem „narodowym” a „otwartym” w polskim episkopacie. Niestety się nie spełniły. Ratzinger jako teolog stał się u nas wizytówką Kościoła broniącego się przed liberalnym zagrożeniem. Natomiast jako papież nie wnikał w przejawy skrajnego nacjonalizmu i ksenofobii w polskim Kościele.

Ratzinger z reformatora stał się teologicznym konserwatystą. W kwestii przerywania ciąży i zgody na eutanazję w beznadziejnych przypadkach kontynuował surową linię swego poprzednika, tym bardziej że uczestniczył w jej formułowaniu. W Niemczech – już jako papież – wymusił, wbrew oporowi większości biskupów, odsunięcie się Kościoła od obowiązkowej dla kobiet chcących przerwać ciążę konsultacji, którą uznał za faktyczne przyzwolenie. W 2010 r. wyszło na jaw, że w 1980 jako arcybiskup Monachium pomógł tuszować sprawę księdza oskarżonego o pedofilię, pozwalając mu przejść z Essen do swojej diecezji.

Abdykacja i cezura w Kościele

W 2013 r., rozczarowany i dotknięty wyciekiem z Watykanu tajnych dokumentów, Benedykt XVI zapowiedział swą abdykację. W Kościele katolickim to była pierwsza abdykacja papieża od XV w. Tym samym postąpił dokładnie odwrotnie niż Jan Paweł II, którego choroba i śmierć rozgrywała się niemal na oczach tłumów. „Konserwatysta” Ratzinger spowodował kolejny instytucjonalny przełom w watykańskich obyczajach, pozostając namiestnikiem chrystusowym „na emeryturze”, powstrzymującym się – z niewielkimi wyjątkami – od ingerowania w wypowiedzi swego następcy, Franciszka, papieża z Argentyny.

Śmierć Ratzingera to cezura w Kościele. Odszedł papież emeryt z Europy, papież kojarzony z soborowym wzlotem katolicyzmu, następnie dyscyplinowaniem wiary przez Pawła VI, z heroiczną polsko-niemiecką fazą w Kościele, ale także z głębokimi dziś problemami europejskiego Kościoła, który – czego przejawem jest „argentyński pontyfikat” – przestaje odgrywać pierwszorzędną rolę w Kościele powszechnym.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną