Po dekadzie sprawowania tej funkcji przez Milosza Zemana, polityka kontrowersyjnego i dla Czechów dzisiaj już kłopotliwego z racji wizerunkowych wpadek i prorosyjskich sympatii, do walki o prezydenturę stanęło ośmioro kandydatów. Od samego początku największe szanse mieli właśnie ci, którzy za dwa tygodnie spotkają się w drugiej rundzie. Były premier Andrej Babisz, z majątkiem wynoszącym 4 mld dol. zajmujący według magazynu „Forbes” piąte miejsce na liście najbogatszych mieszkańców Republiki Czeskiej, rządził krajem z ramienia partii ANO w latach 2017–21. Jego przeciwnikiem będzie Petr Pavel, generał w stanie spoczynku, były naczelny dowódca czeskich sił zbrojnych z imponującą karierą w strukturach NATO. Przed rozpoczętymi w piątek o godz. 14:00 wyborami obaj kandydaci szli dosłownie łeb w łeb – narzędzie sondażowe Polls of Polls portalu POLITICO, prezentujące agregowane wyniki badań opinii, przewidywało wręcz remis w pierwszej turze, obu kandydatom przypisując 28 proc. poparcia. Ostatecznie w zakończonym w sobotę o 14:00 dwudniowym głosowaniu zwyciężył Pavel z wynikiem 35,4 proc., nieznacznie pokonując Babisza (35 proc.).
Czytaj także: Czeski sukces. Jak opozycji udało się tam wygrać z populistami
Prezydent jak Zeman czy Havel?
Ewentualny triumf Pavla byłby dla czeskiej polityki sporą zmianą, nawet biorąc pod uwagę to, że prezydent republiki to rola raczej ceremonialna, bez wielkiej sprawczości w procesie zarządzania krajem.