Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Brazylia i Argentyna chcą mieć wspólną walutę. Co to za fantazja?

Inacio Lula da Silva (z lewej) i Alberto Fernandez, Buenos Aires, 23 stycznia 2023 r. Inacio Lula da Silva (z lewej) i Alberto Fernandez, Buenos Aires, 23 stycznia 2023 r. Manuel Cortina / Zuma Press / Forum
Prezydenci Brazylii i Argentyny chcą stworzyć sur, nową wspólną walutę, która zmniejszy zależność obu gospodarek od amerykańskiego dolara. Problem w tym, że w projekcie nie ma na razie nic poza ideą.

Sama dyskusja o połączeniu dwóch z trzech (poza Meksykiem) latynoamerykańskich krajów wspólną walutą nie jest niczym nowym. Po raz pierwszy pomysł na poważnie zaczęto rozważać w latach 60., kiedy strategię integracji kontynentu lansowała administracja Johna F. Kennedy’ego. Temat wrócił w 1991 r., gdy powstała Mercosur, latynoamerykańska wspólnota wolnorynkowa. Z początku zrzeszała Brazylię, Argentynę, Paragwaj i Urugwaj i miała przenieść do Ameryki Łacińskiej model rozwijany wówczas przez wspólnoty europejskie. Warunki geopolityczne wydawały się wręcz idealne: wszystkie cztery kraje wychodziły właśnie z rządów dyktatorskich, przechodziły transformację ustrojową w dużej mierze inspirowaną konsensusem waszyngtońskim i modelem neoliberalnym. Ignorowano różnice między krajami i lokalny kontekst, próbując wcisnąć różne tradycje i kultury polityczne w jedną ramę międzynarodowej współpracy.

Czytaj też: W Argentynie kryzys goni kryzys

Sur, nowa waluta Południa

Potem jednak przyszła seria kryzysów gospodarczych, których Argentyna stała się globalnym wręcz symbolem. Nawet w czasach relatywnej prosperity pierwszej dekady XXI w., gdy wysokie ceny surowców pozwoliły krajom latynoamerykańskim – głównie Chile, Brazylii i Boliwii – na wprowadzenie przełomowych jak na swoją historię programów socjalnych, Argentyńczycy wpadali z chaosu gospodarczego w chaos. Za każdym razem, kiedy warunki zaczynały sprzyjać integracji, plany wspólnej waluty trzeba było znów odkładać. Wiele wskazuje, że tak będzie i tym razem.

Prezydenci Inacio Lula da Silva i Alberto Fernandez plan utworzenia sur (tłum. południe) ogłosili wspólnie w Buenos Aires przy okazji szczytu CELAC, Wspólnoty Państw Latynoamerykańskich i Karaibskich. W nagraniu wideo i odezwach wydrukowanych w dziennikach obu państw politycy tłumaczą, że waluta ograniczy zależność ich krajów od amerykańskiego dolara. Innymi słowy, motywacja obu lewicowych liderów, choć inaczej tę lewicowość rozumiejących, jest ściśle polityczna. Debata o wspólnej walucie wraca więc podszyta wciąż silną niechęcią do USA i wspomnieniami imperializmu. Nie ma co się temu oczywiście dziwić, znając historię Ameryki Łacińskiej. Tę dawną, ale i najświeższą, naznaczoną drakońskimi warunkami pożyczek narzucanych Argentynie przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy – dwie organizacje, których strategie i cele pozostają silnie sprzężone z polityką USA.

Czytaj też: Jak walczono o wolność Ameryki Łacińskiej

Dlaczego to nie może się udać

Rozmowa o zagranicznym zadłużeniu jest dobrym punktem wyjścia do analizy pomysłu Luli i Fernandeza. Z ekonomicznego punktu widzenia projekt sur nie ma racji bytu. Oba kraje różnią się gospodarczo praktycznie wszystkim. Choć i w Brasilii, i w Buenos Aires mówi się głównie o recesji, pojęcie to ma kompletnie różne znaczenie. W ubiegłym roku inflacja w Brazylii wyniosła 5,79 proc., trend jest spadkowy – to najniższy wynik od lutego 2021 r. Argentyna ma inflację tak wysoką, że stała się memem z tego powodu. Formalnie w grudniu zatrzymała się na poziomie 95 proc., najwyższym od trzech dekad, a przecież w tym czasie kraj dwa razy ogłosił niezdolność do spłaty długu. Eksperci spekulują, że realna stopa inflacji może być znacznie wyższa, przekraczająca 100 proc. Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu rząd Buenos Aires winien jest ponad 40 mld dol. – to kroplówka, bez której Argentyna dawno byłaby bankrutem. Z kolei Brazylia pieniądze pożycza, owszem, ale innym – jej rezerwy walutowe wynoszą blisko 300 mld dol. Do tego dochodzi bezrobocie wynoszące nieco ponad 10 proc. w Brazylii i, według różnych szacunków, 20–40 proc. w Argentynie.

W tym drugim kraju funkcjonuje zresztą coraz większa strefa ekonomii nieformalnej, a walutami zagranicznymi, w tym dolarem, handluje się głównie na ulicy. Historia manipulacji kursem peso jest dość groteskowa, bo pokazuje, jak irracjonalne pomysły miewali tamtejsi przywódcy. Pod tym względem najbardziej szalony był Carlos Menem, prezydent w ostatniej dekadzie XX w., znany głównie z oper mydlanych. Pod koniec rządów, próbując złagodzić skutki recesji, sztucznie zrównał kurs peso z dolarem. Argentyńczyków nie było na nic stać, ale na wakacje latali do Miami – co zresztą w Buenos Aires jest żywo wspominane do dziś.

Poza wszystkim nie wiadomo, czym sur miałby właściwie być. Lula i Fernandez zaprzeczają, jakoby miał zastąpić peso i reala. Zamiast tego, jak twierdzi brazylijski minister finansów Fernando Haddad, byłby czymś na kształt waluty wirtualnej, używanej w handlu międzynarodowym. Niczym rubel transferowy albo CUC – sztuczna kubańska waluta, porzucona już zresztą przez tamtejszy reżim, warta tyle co dolar i obowiązkowa dla wjeżdżających na wyspę obcokrajowców.

Marzenie o El Dorado

Żeby w ogóle wprowadzić wspólną walutę, potrzeba odpowiednich ram prawnych i strukturalnych. Teoretycznie mógłby je zapewnić Mercosur, ale wbrew swojej nazwie przez trzy dekady nie doprowadził on do stworzenia wspólnego rynku na południu kontynentu latynoamerykańskiego. Obracane w tej strefie towary wciąż podlegają bardzo wysokim cłom, kraje członkowskie uprawiają protekcjonizm gospodarczy i nikt do stanowczej liberalizacji handlu się na razie nie pali.

Już więc słychać głosy, że sur podzieli los innych ambitnych projektów monetarnych: peso andino, które miało być walutą krajów andyjskich, czy sucre, wenezuelskiej kryptowaluty. Nie chodzi przecież o to, żeby eksperymentować, idąc w nieznanym kierunku – jak prezydent Salwadoru Nayib Bukele, który wprowadził w swoim kraju bitcoina. Zdaniem ekspertów była to ucieczka do przodu, próba przeniesienia krajowych finansów do sieci, by uniknąć spłaty długu wobec MFW.

Ani Argentyny, ani Brazylii na podobne ruchy nie stać. Kraje są mocno zależne od zagranicznych inwestorów. Głęboko zadłużona Argentyna straciła w dodatku sporą część gospodarczej suwerenności. I choćby dlatego sur pozostanie na razie nowym wcieleniem El Dorado. Mitycznej krainy prosperity, która ma uleczyć wszystkie problemy, a pozostała marzeniem.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi - nowy Pomocnik Historyczny POLITYKI

24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny POLITYKI „Dzieje polskiej wsi”.

(red.)
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną