Sama dyskusja o połączeniu dwóch z trzech (poza Meksykiem) latynoamerykańskich krajów wspólną walutą nie jest niczym nowym. Po raz pierwszy pomysł na poważnie zaczęto rozważać w latach 60., kiedy strategię integracji kontynentu lansowała administracja Johna F. Kennedy’ego. Temat wrócił w 1991 r., gdy powstała Mercosur, latynoamerykańska wspólnota wolnorynkowa. Z początku zrzeszała Brazylię, Argentynę, Paragwaj i Urugwaj i miała przenieść do Ameryki Łacińskiej model rozwijany wówczas przez wspólnoty europejskie. Warunki geopolityczne wydawały się wręcz idealne: wszystkie cztery kraje wychodziły właśnie z rządów dyktatorskich, przechodziły transformację ustrojową w dużej mierze inspirowaną konsensusem waszyngtońskim i modelem neoliberalnym. Ignorowano różnice między krajami i lokalny kontekst, próbując wcisnąć różne tradycje i kultury polityczne w jedną ramę międzynarodowej współpracy.
Czytaj też: W Argentynie kryzys goni kryzys
Sur, nowa waluta Południa
Potem jednak przyszła seria kryzysów gospodarczych, których Argentyna stała się globalnym wręcz symbolem. Nawet w czasach relatywnej prosperity pierwszej dekady XXI w., gdy wysokie ceny surowców pozwoliły krajom latynoamerykańskim – głównie Chile, Brazylii i Boliwii – na wprowadzenie przełomowych jak na swoją historię programów socjalnych, Argentyńczycy wpadali z chaosu gospodarczego w chaos. Za każdym razem, kiedy warunki zaczynały sprzyjać integracji, plany wspólnej waluty trzeba było znów odkładać.