Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Strajkuję, więc jestem

Francuzi nie chcą dłużej pracować. Na ulicach dawno nie było tak gorąco

Protest przeciw reformie emerytur, Paryż. Protest przeciw reformie emerytur, Paryż. Bart Biesemans/Reuters / Forum
Plan podniesienia wieku emerytalnego wywołał we Francji szczere oburzenie społeczne i największe od lat protesty. Ale wielu demonstrantów miało już po prostu dość tego niefrancuskiego spokoju na ulicach.
Premierka Francji, Élisabeth Borne oczywiście nie liczyła na społeczny entuzjazm w reakcji na podniesienie wieku emerytalnego.Jacques Paquier/Wikipedia Premierka Francji, Élisabeth Borne oczywiście nie liczyła na społeczny entuzjazm w reakcji na podniesienie wieku emerytalnego.

Cudzoziemiec może odnieść wrażenie, że nad Sekwaną nieustannie ktoś strajkuje. Pracownicy miejscy, kolejarze, piloci, nawet dziennikarze… To oczywiście przesada. Niemniej odwiedzając Francję, zawsze trzeba być przygotowanym na niespodzianki. Jednocześnie francuscy obywatele wykazują zwykle zdumiewająco wysoki poziom zrozumienia dla protestów. Kilka lat temu rozmawiałem o tym z pewnym profesorem z EHESS, wiodącej paryskiej uczelni, który, uśmiechając się, stwierdził, że „przyjemnie jest przecież czasem postrajkować”. I pogrążył się we wspomnieniach „pięknych strajków”, w których brał udział przed laty.

Gołym okiem widać, że do przerw w pracy Francuzi mają zupełnie inny stosunek niż np. Polacy, z naszymi śmiertelnie poważnymi strajkami, które za czasów PRL postrzegano nie tylko jako walkę o wyższe płace, lecz także jako kolejny etap na drodze do niepodległości. W przypadku Francji nie jest przesadą mówienie o swoistej, rozbudowanej „kulturze strajkowej”.

Ostatnie tygodnie na francuskich ulicach są tego niezbitym dowodem. To już nie pojedyncze strajki, lecz powszechna mobilizacja przeciwko sztandarowej reformie emerytalnej prezydenta Emmanuela Macrona oraz premier Élisabeth Borne. Dwa spektakularne ogólnokrajowe protesty odbyły się 19 i 31 stycznia. Rząd Borne nie zamierza się jednak poddawać.

Teoretycznie chodzi „tylko” o podwyższenie wieku emerytalnego z 62 na 64 lata w sytuacji, gdy znacząco wydłużył się przewidywany czas życia obywateli. Prezydencka ekipa tłumaczy, że ten ruch zwiększy wpływy do przeciążonego budżetu państwa i pozwoli na dalsze finansowanie kluczowych usług publicznych, co istotne, bez podnoszenia podatków. Rząd przekonuje do reformy, przytaczając obiektywne dane: coraz mniej osób aktywnych zawodowo pracuje na emerytów, którzy w porównaniu z poprzednimi pokoleniami żyją coraz dłużej.

Polityka 7.2023 (3401) z dnia 07.02.2023; Świat; s. 44
Oryginalny tytuł tekstu: "Strajkuję, więc jestem"
Reklama