AGNIESZKA ZAGNER: – Dawid Ben Gurion mawiał, że w „Izraelu, by być realistą, trzeba wierzyć w cuda”. Jakimś cudem właśnie udało się panu wrócić z Izraela do Polski, bo kiedy miał pan wsiadać do samolotu, rozpoczął się strajk generalny, do którego również przyłączyli się pracownicy lotniska.
TOMASZ T. KONCEWICZ: – Rzeczywiście, mój powrót z Izraela wyglądał dość dramatycznie, bo tuż przed planowaną godziną odlotu na tablicy zaczęto wyświetlać komunikaty od opóźnionych lotach, a także odwołano wiele z nich. Mój samolot był jednym z nielicznych, które tego dnia odleciały, np. Lufthansa odwołała wszystkie loty. Miało to związek z przystąpieniem do strajku kontrolerów lotów, ale tak naprawdę na każdym kroku spotykałem osoby, które chciały rozmawiać na temat tego, co się dzieje w ich kraju. Np. pracowników lotniska, którzy na wieść o tym, że przyleciałem do Izraela jako ekspert, by rozmawiać o zagrożeniach planowanej reformy sądownictwa, odprowadzili mnie większą grupą aż do bramek bezpieczeństwa, cały czas dopytując o moje doświadczenia i rady dla nich.
To i ja zapytam jak oficer bezpieczeństwa na lotnisku: jaki był pana cel pobytu w Izraelu?
To był bardzo spontaniczny wyjazd. Dosłownie 24 godz. po otrzymaniu zaproszenia od bardzo szanowanego w Izraelu think tanku, czyli Israel Democracy Institute, byłem już w samolocie. Przez kilka dni spotykałem się z politykami w Knesecie, rozmawiałem z przedstawicielami organizacji pozarządowych, mediami, brałem też udział w międzynarodowej debacie na temat proponowanych przez