Ogłoszony 4 kwietnia akt oskarżenia Donalda Trumpa nie ucieszył specjalnie jego przeciwników i wzbudził obawy, czy nie pomoże mu w ponownym wyborze do Białego Domu. Eksperci prawni zwracają uwagę na jego dziwaczną konstrukcję: przestępstwo byłego prezydenta miało polegać na tym, że wypłaty okupu dla pornogwiazdy Stormy Daniels były kamuflowane jako rutynowe wydatki w jego firmach, ale ponieważ w świetle prawa to tylko wykroczenie, oskarżający Trumpa prokurator Alvin Bragg przypisał im dodatkowy, kryminalny motyw – chęć ukrycia innego przestępstwa: naruszenia prawa o finansowaniu wyborów, kwalifikując wypłaty dla Daniels jako donacje na jego kampanię w wyborach w 2016 r. Bragg nie mógł jednak postawić tego drugiego, kryminalnego zarzutu wprost, ponieważ jest tylko prokuratorem stanowym, a chodzi o federalne prawo wyborcze. Według niektórych prawników fałszerstwa dokumentów biznesowych przedawniły się poza tym jako ewentualne przestępstwo.
Chociaż nie ma wątpliwości, że Trump chciał ukryć swoje seksualne eskapady nie tylko przed żoną, lecz i po to, by nie pogrzebały jego szans na prezydenturę, prawnicy przewidują, że prokuraturze trudno będzie wygrać sprawę, przynajmniej przed wyborami w 2024 r., bo adwokaci byłego prezydenta łatwo wykorzystają jej słabości. Następne przesłuchanie wyznaczono na grudzień, ewentualny proces odbyłby się w styczniu, ale nawet w razie wyroku „winny” obrona z pewnością się od niego odwoła i apelacja może się ciągnąć miesiącami. Według konstytucji Trump może się ubiegać o Biały Dom nawet z aresztu albo jako oskarżony z sądu.
Na razie Trump jest oficjalnym kandydatem do nominacji prezydenckiej z ramienia Partii Republikańskiej i jako ofiara rzekomej politycznej dintojry – jak przedstawia oskarżenie prawica – powiększył swą sondażową przewagę nad głównym rywalem Ronem DeSantisem.