Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Karol III: ostatni król Anglii? Takiej Anglii na pewno. To był spektakl bez precedensu

Król Karol III I królowa Kamila w złotej karocy, 6 maja 2023 r. Król Karol III I królowa Kamila w złotej karocy, 6 maja 2023 r. Andrew Boyers / Forum
Książę Karol, przez lata częściej wyszydzany niż brany z monarszą powagą, został dziś oficjalnie Karolem III, 62. władcą Wielkiej Brytanii. Dziedziczy podzieloną monarchię i wściekłe społeczeństwo. To wbrew pozorom wielka szansa na triumf.

Porzućmy złudzenia – to z pewnością wydarzenie wielkiej wagi, które przyciągnęło przed telewizory setki milionów ludzi. Będzie też rezonować politycznie, bo choć rola brytyjskiego monarchy jest raczej ceremonialna, to wciąż miewa on spory wpływ nawet na codzienny bieg wydarzeń w Westminsterze. Za panowania Karola III będzie to widoczne, bo to król o wyrazistych poglądach, które nie raz manifestował publicznie. Będzie się więc wtrącał, to na pewno. Bardziej niż jego zmarła w ubiegłym roku matka Elżbieta II, choć to akurat nietrudne – królowa stała się synonimem rządów posągowych, niemych i majestatycznych zarazem. Można było wręcz zapomnieć, że jest fizyczną osobą, a nie metaforą monarchii jako instytucji.

Wielka Brytania, bogata monarchia

Można zżymać się na to, jak bardzo dzisiejsza koronacja nie przystawała do realiów życia we współczesnej Wielkiej Brytanii. Powody finansowe wysuwają się tu na pierwszy plan. Padają pytania o sens organizowania pełnej przepychu, dziwnych tradycji i postimperialistycznego kaca imprezy, za którą podatnicy zapłacą 100 mln funtów. Tymczasem według danych 10 Downing Street w ubóstwie żyje 14,4 mln obywateli, w tym co trzecie dziecko. Działa też ponad 2,5 tys. banków żywności: nie dlatego, że mogą, ale dlatego, że muszą. Mowa o kraju zdewastowanym gospodarczo i społecznie przez brexit, fanaberię konserwatywnych elit, łudzącą się nawet dzisiaj, że rozwodząc się z Unią, Londyn wszedł na drogę odbudowy swojej pozycji supermocarstwa.

Do listy argumentów przeciwko publicznemu celebrowaniu monarchii dopisać można oczywiście afery w rodzinie królewskiej, na czele z kuriozalnym zachowaniem księcia Harry’ego, zarabiającego miliony na opowieściach o byciu marginalizowanym przez tatę i zaszczutym przez media. Trzeba mówić też o spuściźnie kolonializmu i handlu niewolnikami, o czym Windsorowie (w tym Harry!) wciąż milczą jak zaklęci, choć już nawet Kościół anglikański złożył pokutę.

Mimo to wejście Karola III na tron to wydarzenie bez precedensu. Nie tylko dlatego, że ostatnia koronacja brytyjskiego monarchy odbyła się prawie siedem dekad temu, a on sam na ten moment czekał całe życie.

Czytaj też: Karol, który długo nie był królem. Czy monarchia przetrwa jego panowanie?

Joe Biden, wielki nieobecny

Już pierwsze godziny transmisji z wydarzenia, zanim Karol i Kamila wsiedli do złotej (klimatyzowanej i wyposażonej w elektryczne okna) karocy, pokazały, że na dzisiaj świat dobrowolnie wraca do politycznego porządku rzeczy z minionych stuleci. Kamery pokazywały liderów suwerennych państw w Katedrze Westminsterskiej – Emmanuela Macrona, Inacio Lulę da Silvę, Franka-Waltera Steinmeiera. Przywódców jest dziś w Londynie ponad setka, dyplomaci reprezentują 200 państw, praktycznie całe ONZ. Symboliczna była zwłaszcza procesja krajów należących do Wspólnoty Narodów – dawnych kolonii, które z Wielką Brytanią łączy coraz mniej, a jednak w momentach takich jak ten posłusznie weszły w swoje role.

Może zastanawiać, że politycy pokroju Justina Trudeau czy premiera Australii Anthony’ego Albanese, szefowie rządów dwóch ogromnych krajów, regionalnych potęg militarnych i gospodarczych, odgrywają w tej ceremonii rolę równą reprezentantom karaibskiego archipelagu St. Lucia czy pacyficznych Wysp Salomona.

Nic jednak nie przemawiało do wyobraźni bardziej niż absencja najpotężniejszego polityka na planecie. Oficjalnie Joe Biden w Londynie nie pojawił się „z powodu zaplanowanych zobowiązań”, ale to tylko listek figowy dla niepisanej tradycji. Stany Zjednoczone swój rodowód mają przecież w antymonarchicznej rebelii przeciwko brytyjskiemu tronowi, historycznie więc ani Londyn nie chciał tu widzieć prezydenta z Waszyngtonu, ani Amerykanom niespecjalnie się tu spieszyło. USA reprezentowała pierwsza dama Jill Biden z córką Ashley. Usadzono ją w chyba najbardziej dyskretnym miejscu, w ostatnim rzędzie sekcji przeznaczonej dla głów innych państw, znacznie dalej niż nawet szeroki kontyngent unijny: Ursulę von der Leyen, Charles′a Michela i Robertę Metsolę. Trudno wyobrazić sobie bardziej konserwatywną choreografię, miejscami przypominającą rekonstrukcję historyczną. Przynajmniej pod tym względem Wielka Brytania była dziś traktowana tak, jakby nadal była przepotężnym imperium.

Czytaj też: Jaką rolę spełnia monarchia w brytyjskim społeczeństwie

Ekumenicznie, kontrowersyjnie

W przebiegu samej ceremonii było widać wysiłek włożony w to, by rytuał mimo wszystko przenieść w czasy teraźniejsze. Sporo było elementów nowych, choć niepozbawionych wagi symbolicznej. Dla uczczenia związków Karola z Walią, nie tylko z powodu wieloletniego dzierżenia przez niego tytułu księcia Walii, ale też m.in. studiów na narodowym uniwersytecie w Aberystwyth, po raz pierwszy w czasie koronacji brytyjskiego monarchy padły słowa w języku walijskim. Nowości znalazły się też w oprawie muzycznej – zespół gospelowy w całości złożony z czarnoskórych wokalistek i wokalistów wykonał utwór „Alleluja” (O Sing Praises). Dzieło skomponowane przez Debbie Wiseman miało w czasie koronacji premierę, co jest wydarzeniem bez precedensu, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że niektóre części oprawy muzycznej miały prawie tysiąc lat.

Ważnym elementem ceremonii był też jej ekumenizm – obecni byli przedstawiciele wszystkich najważniejszych religii w Wielkiej Brytanii, część z nich uczestniczyła nawet bezpośrednio w przekazaniu Karolowi monarszych insygniów. Po odczytaniu ewangelii według św. Łukasza kazanie wygłosił arcybiskup Canterbury Justin Welby, który skoncentrował się na idei służenia innym, odzwierciedlonej zarówno w życiu Jezusa Chrystusa, jak i każdej osoby zasiadającej na brytyjskim tronie. Kierując wzrok na Karola III, powiedział, że „służba wobec innych to miłość w działaniu”.

Nie obyło się w sobotę bez kontrowersji. Według doniesień brytyjskiej prasy poddani Karola, którzy przyszli oglądać jego podróż z Pałacu Buckingham do Katedry, wybuczeli przejeżdżającego wcześniej księcia Andrzeja. Niektórzy domagali się, by został z ceremonii wykluczony.

Nie pojawiła się za to w Londynie Meghan Markle, żona Harry’ego, która z dziećmi została w domu w Kalifornii. Z grona zagranicznych gości wykluczono przedstawicieli państw niedemokratycznych: Wenezueli, Rosji, Białorusi czy Afganistanu. Małą dyplomatyczną burzę wywołało zaproszenie z ramienia Chin wiceprezydenta Han Zhenga, który był odpowiedzialny m.in. za brutalne represje w Hongkongu, dawnym brytyjskim terytorium zamorskim. Tu protestowali zwłaszcza starsi i wyżsi rangą torysi, jednak ostatecznie obyło się bez skandalu.

Czytaj też: Ile i jak tak naprawdę zarabia monarchia brytyjska

Królowa Kamila: rewolucyjna przemiana

Dzień koronacji był fundamentalnie ważny również dla Kamili, od dzisiaj królowej Wielkiej Brytanii. Komentując w porannym programie radiowym przygotowania do uroczystości, Georgina Godwin z magazynu „Monocle” określiła jej przypadek „najbardziej udaną transformacją wizerunku publicznego w ostatnich dekadach”. Nie tak dawno była najbardziej znienawidzoną kobietą w brytyjskim życiu publicznym. Po śmierci księżnej Diany uważano ją za pośrednio odpowiedzialną za tragedię, potem z dużym niesmakiem przyjmowano informacje o jej ślubie z Karolem w 2005 r.

Długo Brytyjczycy utrzymywali też, że Kamila nigdy nie powinna zostać królową, ale ta konsekwentnie pracowała nad ociepleniem wizerunku. Angażowała się w ważne kwestie, jak walka z przemocą domową, stawała też po stronie monarchii w sporach rodziny z Harrym i Meghan. Dziś według sondaży YouGov pozytywnie wypowiada się o niej 38 proc. respondentów (przy 29 proc. ocen negatywnych). W trakcie koronacji robiła to, co robi od lat – nienachalnie towarzyszyła Karolowi, zawsze kilka kroków za nim, jakby nadal mimo wszystko pilnowała swojego miejsca w szeregu, świadoma, że w tej rodzinie jest częściowo intruzem.

Karol, jaki jest, wszyscy wiedzą

Co dalej z Karolem? Dziedziczy podzieloną, skłóconą monarchię, a rządzić mu przyszło społeczeństwem, które jest najzwyczajniej w świecie wkurzone i sfrustrowane. Paradoksalnie może to być szansa na panowanie więcej niż ceremonialne. Będzie rządził inaczej niż matka również dlatego, że przed objęciem tronu był figurą publiczną przez pół wieku. Brytyjczycy znają jego poglądy, zachowanie, styl bycia. Nawet gdyby chciał, nie udałoby mu się roztoczyć nad sobą aury mistycyzmu, którą stworzyła Elżbieta II. Gdy ona była koronowana, miała 27 lat, świadomie stopiła się z monarchią. Karol znany jest m.in. z zaangażowania w walkę z katastrofą klimatyczną i zainteresowania polityką.

Ciekawy tekst jeszcze przed koronacją opublikowała europejska odsłona serwisu „Politico”, opisując symbiotyczne wręcz relacje pomiędzy rodziną królewską i służbą publiczną. W Wielkiej Brytanii dla rządu pracuje 510 tys. osób, którzy nie zmieniają się wraz z wyborami, stanowią osłonę przed politycznymi burzami targającymi kraj. „Politico” zauważa, że wielu z tych urzędników przechodzi później do pracy dla rodziny królewskiej i vice versa. Krótko mówiąc, monarchia nie wybiera ani rządu, ani premiera – ale ma na ich funkcjonowanie dyskretny, stanowczy wpływ. Pod panowaniem Karola III może stać się on jeszcze wyraźniejszy, bo nowy król nie musi udawać – i tak wszyscy wiedzą, jaki jest naprawdę.

Ciekawsze jest pytanie, co dalej z samą Wielką Brytanią. Ile jeszcze przetrwa Królestwo, skoro Szkocka Partia Narodowa chce wykorzystać kolejne wybory do przeprowadzenia „ukrytego” referendum niepodległościowego? Wprawdzie SNP deklaruje, że wówczas Szkocja nie odrzuciłaby uznania Króla, ale byłaby to władza wyłącznie symboliczna, jak w przypadku Kanady czy Australii. Dzisiejsza Anglia, najważniejszy spośród czterech krajów królestwa, też już nie przypomina kraju z czasów koronacji Elżbiety II. Zmienia się etnicznie, gospodarczo, politycznie. Tylko elity polityczne są coraz bardziej oddalone od społeczeństwa. Zwłaszcza Partia Konserwatywna stała się ofiarą samospełniającej się przepowiedni z felietonów George’a Orwella, znanego krytyka brytyjskich wyższych sfer. Orwell zawsze uważał, że Brytyjczycy są w gruncie rzeczy antyintelektualni, patologicznie niezdolni do reform. Jeśli chcą przetrwać jako państwo o jakimkolwiek znaczeniu na świecie, muszą tę zdolność wykształcić. A od kogo lepiej zacząć, jeśli nie od króla i monarchii?

Czytaj też: Do czego współcześnie służą monarchie

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną