„Polityka”. Pilnujemy władzy, służymy czytelnikom.

Prenumerata roczna taniej o 20%

OK, pokaż ofertę
Świat

444. dzień wojny. Wyczyn rosyjskich przeciwlotników: cztery zestrzelone statki powietrzne w jeden dzień. Ale własne

Śmigłowiec Mi-8 podczas konkursu Aviadarts w ramach Międzynarodowych Igrzysk Wojskowych 2019 w Dubrowiczach, obwód riazański Śmigłowiec Mi-8 podczas konkursu Aviadarts w ramach Międzynarodowych Igrzysk Wojskowych 2019 w Dubrowiczach, obwód riazański Aleksander Ryumin / TASS / Forum
Rosyjska obrona przeciwlotnicza wykazuje szczególną aktywność. Tylko dzisiaj zdołała zestrzelić co najmniej dwa śmigłowce i dwa samoloty - własne. Za to w stronę Polski puszczono balon, który sobie znów leciał, jakby nigdy nic, kawałek przez naszą przestrzeń powietrzną.
.Polityka .
.Karolina Żelazińska/Polityka .

Nie ustają ukraińskie kontrataki pod Bachmutem. Na północny zachód od miasta ukraińskie wojska odepchnęły rosyjskich obrońców pod Bohdaniwką i Berchiwką, opanowując południowy brzeg małego jeziorka Berchiwskie. Słynna już 200. Pieczengska Brygada Zmechanizowana z Murmańska straciła swoje pozycje pod Hryhoriwką i cofnęła się pod Berchiwkę, na północ od jeziorka. Pierwotnie była to brygada arktyczna z 14. Korpusu Armijnego Floty Północnej, ale po co najmniej dwukrotnym odtwarzaniu z rozbitych resztek zamieniła się w zwykłą rezerwową zbieraninę średnio wyszkolonych żołnierzy i dostępnego sprzętu, tracąc swój elitarny charakter, jeśli w ogóle taki miała. Brygada cofnęła się, według doniesień, głównie pod silnym i celnym ogniem ukraińskiej artylerii. Ukraińskie wojska kontratakowały też pod Kliszczijiwką, a to z kolei na południe i nieznacznie na zachód od Bachmutu. Widać wyraźnie, że ukraińskie wojska mocno rozwarły rosyjskie szczęki, jakie zaciskały się wokół miasta. W samym mieście Grupa Wagnera przesunęła się o 200 m na zachód. Mimo zagrożonych skrzydeł nie przerwali najwyraźniej natarcia.

Czytaj także: Bachmut jak Stalingrad, choć skala nie ta. Rosjanie bliscy paniki

Wygląda na to, że rosyjskie wojska są mocno wyczerpane. A i morale nie jest najlepsze. Oficjalne komunikaty o tym, że odparły ukraiński kontratak, wycofując się jednocześnie na z góry upatrzone pozycje, brzmią całkiem dowcipnie. Jeden z rosyjskich żołnierzy odpowiadał na pytania dziennikarki telewizyjnej. Pierwsze brzmiało: „co się stanie, gdy ukraińskie wojska rozpoczną pełnoskalową ofensywę?”. Zapewne spodziewała się odpowiedzi w rodzaju: „Odeprzemy ich, ich wojska poniosą ciężkie straty” lub coś podobnego. Tymczasem żołnierz odpowiedział krótko: „Będziemy mieć przerąbane!”. Przy czym nie użył słowa „przerąbane”.

Na innych odcinkach frontu też trwały walki. W rejonie Kupiańska ukraińskie wojska prowadziły lokalne kontrataki, zaś pod Kreminną stroną atakującą byli Rosjanie, którzy wykorzystali w natarciu całkiem sporo pojazdów pancernych, czołgów T-90, T-80BM i T-72B3, czyli stosunkowo nowych. Mimo to ich zyski terenowe są minimalne, w granicach 1 km w wąskim pasie. Do przełamania obrony nie doszło, a Rosjanie ponieśli straty.

Wyjątkowo spokojnie było natomiast pod Donieckiem. Żadna ze stron nie prowadziła tam działań ofensywnych ani nawet silniejszych ostrzałów artyleryjskich. Do wymiany ognia artyleryjskiego doszło natomiast w rejonie Wuhłedaru, nieco na zachód od Doniecka.

Za to o kilku ukraińskich uderzeniach w głębi obwodu ługańskiego napiszemy jutro, bo wymagają oddzielnego omówienia.

Czytaj także: Nie padł ani Bachmut, ani Awdijiwka. A Putin się wystraszył

Rosyjska obrona powietrzna – skuteczna jak nigdy

Dzisiaj w godzinach dopołudniowych w Rosji doszło do bardzo ciekawego incydentu. Najpierw w okolicach miasteczka Istrowka w obwodzie briańskim, ok. 20 km na północ od granicy z Ukrainą i ok. 65 km na wschód od granicy z Białorusią, spadł na ziemię rosyjski samolot myśliwsko-bombowy (taktyczny bombowiec) Su-34, jego pilot i nawigator zginęli. Pojawił się film z tej katastrofy. Samolot opadał w silnym przeciągnięciu, niemal płasko, nie ciągnąc za sobą żadnej smugi dymu, jakby na skutek poważnego błędu załogi lub awarii układu sterowania. Z jakiego powodu załoga się nie katapultowała, to trudno powiedzieć, ale rosyjskie ministerstwo obrony potwierdziło stratę samolotu Su-34 i śmierć załogi. To kolejny z nieco ponad setki taktycznych bombowców Su-34, jakie Rosjanie utracili, w Ukrainie raczej się one nie sprawdziły.

Ale to dopiero początek. Na poszukiwanie załogi wysłano dwa śmigłowce Mi-8, nie wiemy jednak, czy jednocześnie, czy kolejno. I wtedy się zadziało. Śmigłowce poleciały w rejon miasteczka Klińce, jakieś 40 km na północny zachód od miejsca upadku. Jak widać, także i Rosjanie mają kłopoty ze śledzeniem obiektów powietrznych, skoro przy określeniu miejsca katastrofy mylą się o 40 km.

Czytaj także: Priorytetem Ukrainy wciąż jest obrona powietrzna. Jak się chroni niebo?

Najpierw jeden, a potem drugi śmigłowiec zostały zestrzelone przez rosyjską obronę przeciwlotniczą. Jeden oberwał nad samym miasteczkiem Klińce, ewidentnie trafiony przez przeciwlotniczy zestaw rakietowy Pancyr S1. Śmigłowiec spadł w płomieniach na prywatny budynek, kompletnie się rozbijając wraz z całą załogą. Według oficjalnych komunikatów jedna osoba na ziemi została ranna. Ale jakby tego było mało, drugi też zestrzeliła rosyjska rakieta przeciwlotnicza, przypuszczalnie również Pancyr S1, bo spadał w takich samych płomieniach, tylko na las na wschód od Klińcy. Rozkręcili się chłopcy.

Według niepotwierdzonych źródeł śmigłowiec zestrzelony nad Klińcami to Mi-8MTPR-1 (tak zwany topor, od liter TPR dodanych do oryginalnego oznaczenia Mi-8M), czyli śmigłowiec zakłóceń radioelektronicznych z systemem Ryczag-AW. Miał niby zabezpieczać uderzenie Su-34 na Ukrainę poprzez zakłócanie ukraińskich środków przeciwlotniczych. Jeśli faktycznie tak było, to śmigłowiec latał zdecydowanie za daleko od linii frontu. Ale cóż, pomysłowość Sił Powietrzno-Kosmicznych nie zna granic, więc możliwe, że krążenie nad Klińcami widoczne na filmie wcale nie było poszukiwaniem załogi utraconego Su-34, ale realizacją zakłóceń ze strefy dyżurowania. Jak było, tak było, na rosyjskich przeciwlotnikach jednak zawsze można polegać. Jak bowiem widać, ich obrona przeciwlotnicza działa sprawnie i bez wahania. A to, że walą do swoich, nie ma już większego znaczenia. W końcu jest wojna, a jak jest wojna, to ofiary muszą być.

A i to podobno nie koniec. Sam rosyjski propagandysta Władimir Sołowiow potwierdził na swoim oficjalnym kanale Telegramu o kolejnym samolocie straconym dziś w tym rejonie. Miał to być myśliwiec Su-35 – i podobno też został zestrzelony przez samych Rosjan! Mają rozmach… O ile jednak z samego upadku śmigłowców i Su-34, jak i z miejsc ich katastrofy są filmiki, na których naocznie można się przekonać, co się stało, o tyle z utraty Su-35 żadnego materiału wizualnego nie ma. Według dostępnych informacji żadna z załóg nie przeżyła.

Wczoraj natomiast w okolicy miasteczka Dżankoj na Krymie rozbił się rosyjski śmigłowiec szturmowy Mi-28. Obaj członkowie jego załogi zginęli. Co się stało? Wcale byśmy się nie zdziwili, gdyby i tę maszynę strąciła rosyjska „opelotka” (obrona przeciwlotnicza). Najwyraźniej Rosjan ogarnęła dziwna panika. A może to pokłosie ostatnich ukraińskich ataków dronowych na obiekty w Rosji? Może ktoś zdrowo dokręcił śrubę rosyjskim przeciwlotnikom? Wygląda na to, że najwyraźniej zerwał gwint.

Czytaj też: Ściemy, blefy i balety. Jak Moskwa udaje militarną potęgę

Na zachodzie bez zmian. Balon nad Polską

A w Polsce dziś od rana lata sobie jakiś nieznany balon. Tym razem wleciał nad polskie terytorium od strony Białorusi, zapewne na dużej wysokości, sądząc po momencie jego wykrycia przez polskie radary – jeszcze nad Białorusią. Wystarczy bowiem porównać to z prędkościami wiatrów na różnej wysokości i jesteśmy w domu. Z kierunku wiatru wynika, że wleciał nad Polskę w rejonie Brześcia nad Bugiem.

Do Rypina, gdzie kontakt z owym balonem został utracony, dotarł podobno pół godziny po północy. Odległość, jaką ten balon miał do pokonania, przelatując gdzieś nad Sokołowem Podlaskim, Łochowem i Wyszkowem, to niemal 300 km. Na tej wysokości leciał sobie od 6 do nawet 30 godz. (zależy na jakiej wysokości mierzony jest wiatr), dając Polsce czas na reakcję, przechwycenie go przez myśliwce i identyfikację. Najpierw skierowano na niego MiG-29, które obecnie stacjonują wyłącznie w Malborku (choć możliwe, że w Mińsku Mazowieckim nadal utrzymywana jest para dyżurna, tego nie wiemy). Po tym, jak przekazaliśmy część maszyn tego typu Ukrainie, pozostałe zebrano w 22. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Malborku, zaś 23. Baza Lotnictwa Taktycznego pod Mińskiem czeka na koreańskie lekkie myśliwce KAI FA-50, które mają dotrzeć jeszcze w tym roku.

Czytaj także: Czy to rosyjski pocisk przeleżał pięć miesięcy pod Bydgoszczą?

Dzisiaj pogoda jest niezła, ale nie wiemy, czy w nocy zdołano podejść na wzrokową identyfikację, choć w ciągu dnia zachmurzenie było umiarkowane, a księżyc jest w trzeciej kwarcie, świeci blisko połową swojej tarczy. W blasku księżyca ciężko dostrzec nieoświetlony obiekt, ale na pewno pomocny był radar pokładowy. W każdym razie wzrokowa identyfikacja obiektu była bardzo trudna przed zgubieniem balonu, jednak jeśli leciał ponad 6–8 godz. (bliżej tych 30), to była możliwość obejrzenia go w dzień. No i ten balon sobie leciał, aż wleciał w rejon o gorszym pokryciu radarowym w okolicach Bydgoszczy i Płocka. I zaczęły się zakrojone na szeroką skalę poszukiwania, ale nie wiadomo, czy balon tam faktycznie spadł. Wysłano bowiem Alert RCB dla województw: kujawsko-pomorskiego, pomorskiego i zachodniopomorskiego, by w razie odkrycia balonu niczego nie ruszać, lecz od razu powiadomić służby. Na poszukiwania wysłano też śmigłowiec wojskowy i bezpilotowy aparat latający. Tym razem wojsko się nieźle rozkręciło z poszukiwaniami, uruchomiono nawet Wojska Obrony Terytorialnej.

Dlaczego balon został zgubiony przez nasze radary? Przypuszczalnie cały czas się zniżał, a zatem zasięg jego wykrywania przez radary malał. Aż w końcu był tak nisko, że żaden z radarów już go nie widział, a akurat w tym rejonie pole radiolokacyjne jest gorsze, czyli obiekty są widoczne tylko na nieco większej wysokości. Dobrze by było jednak znaleźć, a następnie przebadać jego aparaturę. Nie jest bowiem wykluczone, że zbierał on dane o naszym systemie obrony powietrznej. A temat jest dla Rosjan zapewne bardzo ciekawy, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach.

Swoją drogą, dobrze by było skontaktować się ze stroną ukraińską i poszukać tam emerytowanych specjalistów od pocisków Ch-55 służących ponad 25 lat temu w Uzinie pod Białą Cerkwią. Tam stacjonowały jeszcze w latach 90. bombowce Tu-95MS uzbrojone w Ch-55 właśnie. Gdyby owi specjaliści odczytali z pamięci „naszej” rakiety program lotu (punkty zwrotne, wysokość itp.), można by ustalić, czy wprowadzony do pamięci program przewidywał zakończenie lotu w Ukrainie, czy wręcz przeciwnie, czy ten lot nad Polską był całkowicie zamierzony, by sprawdzić naszą obronę powietrzną.

Czytaj także: Rosyjski Ch-55 pod Bydgoszczą. Kuriozum! Na te pytania trzeba odpowiedzieć

A tu coś poszło nie tak. Podejrzewamy, że nie było komu podjąć decyzji o zestrzeleniu pocisku Ch-55, mimo że z Ukrainy w drodze do Bydgoszczy zmierzał mniej więcej nad Warszawą. Na szczęście podniósł nas na duchu prezydent Andrzej Duda, który właśnie dziś mówił o zbudowaniu w Polsce bardzo skutecznego systemu obrony powietrznej. Wspomniał też coś o dobrej współpracy, w tym również o swojej własnej z Dowództwem Operacyjnym. Robi się ciekawie.

Książka „Wojna w Ukrainie” Michała i Jacka Fiszerów do kupienia na Sklep.polityka.pl. Autorzy omawiają w niej wydarzenia, jakie doprowadziły do tego konfliktu, opisują jego tło oraz przebieg, na ile jest obecnie znany. Jest bowiem sprawą oczywistą, że co do wielu zdarzeń, bitew i epizodów wiedza jest na razie fragmentaryczna, niedokładna, nie do końca zweryfikowana, wszak wojna trwa. Na ile jednak było to możliwe, zebrano wszelkie dostępne informacje z wiarygodnych źródeł, tworząc pewne kompendium wojny do końca września 2022 r.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

Rynek

Życie usłane Lotosem. Sprawdzamy, ile ludzie bliscy Obajtkowi zarabiają w norweskiej spółce Orlenu

Dochody uzyskiwane i opodatkowane w Norwegii stanowią w tym kraju informację publiczną. Zapytaliśmy więc tamtejszy urząd podatkowy o zarobki w orlenowskiej spółce.

Anna Dąbrowska, Mieszko Czarnecki
05.06.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną