Tajlandia wybrała zmiany. Ale czy Tajowie doczekają się reform w miejsce populizmu?
Tajowie i Tajki pokazali w niedzielnych wyborach, że mają dość skostniałego i dysfunkcyjnego systemu politycznego w kraju. Głosując na progresywną partię Move Forward, opowiedzieli się za przełamaniem duopolu wojska i centroprawicowych konserwatystów, zmianą drakońskiego prawa zakazującego obrazy monarchii i nowoczesną polityką gospodarczą.
Choć sondaże – w Tajlandii notorycznie nierzetelne – pokazywały gwałtowny wzrost popularności Move Forward w ciągu ostatnich miesięcy, skala zwycięstwa jest zaskakująca. Partia będzie największym ugrupowaniem w Izbie Reprezentantów – zdobyła 151 miejsc spośród 500.
Czytaj także: Tajlandia. Tu także młodzi mają dość
Jednak zwycięstwo Move Forward, jedynej partii jednoznacznie opowiadającej się za gruntowną reformą tajskiej polityki, może paradoksalnie znów wepchnąć kraj w niestabilność. Pięcio- lub sześciopartyjna koalicja rządowa będzie opierała się na dwóch partiach o umiarkowanie zbieżnych poglądach, a do tego musi mieć poparcie przynajmniej części ultrakonserwatywnych senatorów i senatorek.
Wybory w Tajlandii. Liberałowie zaskoczyli
Tegoroczne wybory były drugimi od ostatniego zamachu stanu w 2014 r. (drugiego w tym wieku i dwunastego od 1932 r.). Poprzednie, w 2019, były tak bardzo ustawione przez armię, że jej partia utrzymała władzę mimo wyborczej porażki. Ale w tym roku było oczywiste, że demokraci zatriumfują. Przedwyborcze sondaże dawały 30–40 proc. centroprawicowej, populistycznej partii Pheu Thai, która zdobywała najwięcej miejsc we wszystkich głosowaniach od 2001 r.