Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

458. dzień wojny. Pomysłowość wroga nie zna granic, a działania asymetryczne to nie to samo, co wojna hybrydowa

Atak na World Trade Center, Nowy Jork, 11 września 2001 r. Atak na World Trade Center, Nowy Jork, 11 września 2001 r. z03 / Zuma Press / Forum
Przy okazji toczącej się za naszą wschodnią granicą wojny jesteśmy poddawani rosyjskim działaniom asymetrycznym, które błędnie nazywamy hybrydowymi. Warto wiedzieć, czym one są i jak z nimi walczyć.

W Bachmucie następuje stopniowe przekazanie pozycji Grupy Wagnera regularnym jednostkom wojsk rosyjskich. Kontrakt się skończył i do 1 czerwca CzWK „Wagner” ma całkowicie opuścić linię frontu, przynajmniej w Bachmucie, a pozycje przejmują jednostki „oficjalnych” Sił Zbrojnych Rosji, bowiem wagnerowcy to najemnicy zatrudnieni w prywatnej firmie militarnej Jewgenija Prigożyna. Notabene takie firmy są w Rosji zakazane… Czy firma „Wagner” wróci na front na innym kierunku, na razie nie wiadomo, może weźmie bardziej lukratywny kontrakt gdzieś w Afryce, gdzie poza oficjalną zapłatą może się lepiej nałupić, np. w kopalni złota w Hassai pod Chartumem w Sudanie. Prigożyn już kilka razy sugerował, że on woli raczej do Sudanu, jako że kraj ten jest bliski jego sercu, kto wie, może zapragnął wyruszyć śladami Stasia i Nel po lekturze „W pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza? No bo skoro tak Sudan kocha i wcale nie chodzi o tamtejsze kopalnie złota…

Czytaj także: Rosjanie padli pod Bachmutem ze zmęczenia

To luzowanie Grupy Wagnera, ostatniej rosyjskiej formacji zdolnej jeszcze do działań ofensywnych, świadczy jednak o tym, że dalsze natarcie w kierunku Słowiańska i Kramatorska raczej nie jest chwilowo planowane. Mamy bowiem wrażenie, że rosyjscy dowódcy zdają sobie sprawę z możliwości bojowych własnych wojsk i obecnie zdecydowali się do przejścia do strategicznej obrony na całym froncie, by za wszelką cenę utrzymać własne zdobycze przez wiele kolejnych miesięcy. Liczą oni, że w tym czasie uda się konflikt zamrozić, czy to formalnie (negocjacje o zawieszeniu broni), czy nieformalnie (twarda obrona z taktycznymi kontratakami o charakterze nękającym i okresowy ostrzał artyleryjski). Zamrożenie konfliktu w stanie, w jakim jest, pozwoli na odtworzenie zdolności bojowej wojsk w ciągu kilku lat, wyszkolenie nowych kadr, w tym oficerskich, dostarczenie nowego fabrycznie sprzętu. Następnie ponownie podjęta zostanie próba podboju reszty Ukrainy, bo Rosja albo będzie likwidować swoje demokratyczne otoczenie, albo się rozpadnie. Trzeciej drogi nie ma.

Jednocześnie jednak Rosja dalej szuka możliwości dokonywania aneksji sąsiadów i włączania ich do swojej strefy wpływów lub choćby budowania w nich systemu polityczno-gospodarczego na swój wzór i podobieństwo. Bo takie państwa nie są konkurencyjne, takie państwa nie stanowią zagrożenia, takie państwa nie kuszą rosyjskich obywateli swoim obrzydliwym dobrobytem, wolnościami obywatelskimi i szczęśliwym życiem bez buta bezwzględnej władzy.

Czytaj także: Półokrążenie? Coś takiego nie istnieje, ale w Ukrainie działa

Oczywiście strona ukraińska również odnotowała spowolnienie działań ofensywnych pod Bachmutem, w mieście one zamarły, zaś pod miastem rosyjskie kontrataki są obecnie słabsze i Ukraińcy nie mają problemów, by je skutecznie odpierać. Ukraińskie kontrataki pod miastem też chwilowo ustały. Tak jak przewidywaliśmy, Ukraińcy nie mieli zamiaru dokonywać okrążenia miasta, a teraz nie ma to już sensu, bowiem najgroźniejszy element rosyjskich sił zbrojnych, czyli Grupa Wagnera, stopniowo opuszcza miasto luzowany przez rosyjskich „mobików” (zmobilizowanych żołnierzy formacji regularnych).

Rosja ponownie zaatakowała Ukrainę pociskami skrzydlatymi. Z powietrza odpalono 10 Ch-101 i Ch-555, wszystkie na Kijów i wszystkie zostały zestrzelone przez silną obronę ukraińskiej stolicy. Wystrzelono też 31 dronów-kamikaze Shahed 131/136 na różne cele w Ukrainie, spośród których ukraińska obrona powietrzna zestrzeliła 23. Inne cele ostrzelano też pociskami przeciwlotniczymi S-300 i S-400 odpalanymi w trybie ziemia–ziemia. Takiet rakiety lecą jak balistyczne i są trudne do zwalczania. Sam Kijów jest broniony bateriami Patriot, które mają takie możliwości, ale inne cele w Ukrainie przed rakietami balistycznymi są bezbronne. Na przykład w mieście Dniepr trafiono szpital, zabijając kilka osób, przy czym tym razem miała to być rakieta balistyczna Iskander. Dawno ich nie używano w Ukrainie, bo zapasy mocno stopniały a produkcja jest niewielka. Jeśli był to faktycznie Iskander, to strzelanie nim w szpital kompletnie mija się z celem, bowiem z wojskowego punktu widzenia nie przynosi to żadnych korzyści. Nie jest jednak wykluczone, że była to jedna z rakiet przeciwlotniczych, a te są w awaryjnym dla nich trybie atakowania celów naziemnych bardzo mało celne. Odpalono ją zapewne w ogólnym kierunku miasta, a efekt był taki, że akurat trafiono w szpital. Tak czy siak, za takie rzeczy odpowiadają atakujący, popełniając kolejną zbrodnię wojenną.

Działania asymetryczne – co to jest?

Działania asymetryczne to podejmowanie wobec przeciwnika takich akcji zbrojnych lub niekinetycznych, ale szkodliwych, które nie mogą być w podobny sposób podjęte przez atakowanego wobec atakującego. Najbardziej uderzającym przykładem działań asymetrycznych, gdzie symetryczna odpowiedź nie jest możliwa, są działania terrorystyczne. Gdyby Amerykanie chcieli symetrycznie odpowiedzieć na atak na World Trade Center, to Delta Force powinna porwać kilka samolotów jakichś arabskich linii lotniczych i wykonać nimi samobójcze ataki na co ważniejsze meczety. Oczywiście od razu widać absurdalność takiego rozwiązania.

Innym przykładem działań asymetrycznych była cała Bitwa o Atlantyk, najdłuższa bitwa II wojny światowej. Dość liczne okręty podwodne niemieckiej Kriegsmarine ruszyły na łowy na Atlantyk, niemal całkowicie paraliżując transport towarów i surowców do Wielkiej Brytanii, których Brytyjczykom dramatycznie brakowało, a bez których nie mogli toczyć wojny. Leżąca na wyspach Wielka Brytania nie ma bowiem dostępu do wielu surowców i towarów, które nie są wytworzone na miejscu, dlatego wszystko, co niezbędne, musi być dostarczone drogą morską. Okręty podwodne były liczne, ale każdy miał niezbyt liczną załogę. W konsekwencji w wojnę podwodną na Atlantyku zaangażowano niewielu ludzi w porównaniu do wielkich armii toczących wojnę lądową. I tak tym niewielkim kosztem Niemcy mieli wielką szansę na wyeliminowanie Wielkiej Brytanii z wojny.

Czy Wielka Brytania mogła odpowiedzieć tym samym? Nie, nie mogła. Niemcy były mocarstwem lądowym, zaś na swoim terenie, na okupowanych terytoriach oraz w Skandynawii (z którą prowadzono transport morski przez niedostępny dla Anglików Bałtyk) miały niemal wszystko, co potrzebne do prowadzenia wojny. Nie można było wysłać okrętów podwodnych, by torpedowały pociągi towarowe wiozące różne surowce z miejsc ich wydobycia do zakładów przemysłowych.

Kampania podwodna na Atlantyku omal nie doprowadziła do upadku Wielkiej Brytanii, ale Niemcy nie docenili roli Stanów Zjednoczonych. Tutaj podjęto masową wręcz produkcję statków handlowych tzw. wojennych typów, jak „Liberty” czy „Victory”, oraz budowano według brytyjskich planów różne jednostki w ramach programu „Empire”. Statki te wychodziły ze stoczni jak bułki z piekarni, im więcej Niemcy topili, tym więcej się ich pojawiało. Okazały się przy tym na tyle trwałe, że w Polsce pływały do lat 70. Polska kupowała je ze względu na niską cenę, czasem w opłakanym stanie. Pewien kapitan obdarowany jednym z tych „liberciaków”, pisząc protokół zamówienia dla stoczni remontowej, napisał: „do koła sterowego, które jest w stanie zadowalającym, należy dobudować resztę statku”. Ale takie jednostki, jak „Huta Łabędy”, „Huta Będzin”, „Kopalnia Bobrek” czy „Kopalnia Sosnowiec”, pływały nawet do 1975 r. Z amerykańskim przemysłem okrętowym oraz pomysłowością takich ludzi jak Henry J. Kaiser, który wprowadził metodę budowy sekcji okrętowych na lądzie, by łączyć je już na wodzie, co szalenie przyspieszało budowę „liberciaków” i „empajerów”, ciężko było wygrać.

Niezależnie od wykonania sam pomysł był doskonały, a Bitwa o Atlantyk to jedno z najtrudniejszych i najzacieklejszych zmagań II wojny światowej. Polecamy książki Nicholasa Monsarrata „Okrutne morze” albo „Trzy korwety” i – z drugiej perspektywy – Lothara-Günthera Buchheima „Okręt”. Doskonale oddają one atmosferę tych krwawych morskich bitew.

Przykładów działań asymetrycznych jest oczywiście więcej. W jakimś sensie asymetrycznym było wykorzystanie lotnictwa w panowaniu nad koloniami brytyjskimi w latach 30., podczas gdy buntująca się ludność miejscowa nie była w stanie z nimi walczyć, nie miała też samolotów, by używać ich przeciw wojskom brytyjskim.

Czytaj także: Były dowódca NATO w Europie gen. Philip Breedlove: Uderzyć na Krym

Jednak największym majstersztykiem jest prowadzenie działań asymetrycznych poniżej progu wojny. Konieczne jest też podkreślenie: działania asymetryczne to nie jest to samo, co wojna hybrydowa, określenie z taką lubością używane przez niedouczonych polityków, którzy pojęcia nie mają, czym jest i skąd się wzięła wojna hybrydowa. A hybryda, jak sama nazwa wskazuje, to połączenie. Czego z czym? Jest to połączenie użycia narzędzi czysto militarnych z narzędziami pozamilitarnymi (ekonomicznymi, informacyjnymi, politycznymi, cybernetycznymi, działaniami specjalnymi, wywiadowczymi i sabotażowymi). Tak jak samochód nazywany „hybrydą” to połączenie klasycznego silnika spalinowego z nowym dla samochodów elektrycznym. Czy może istnieć hybryda bez hybrydy, czyli z samym tylko silnikiem elektrycznym? Oczywiście, że nie. Dlatego działania asymetryczne, takie jak wpychanie niechcianych emigrantów do innego kraju, w żadnym razie nie są wojną hybrydową, bo nie ma tu żadnego połączenia z konwencjonalną akcją zbrojną. To są właśnie typowe działania asymetryczne, poniżej progu wojny. O tyle groźne, że nie wiadomo, jak na nie zareagować, a jednocześnie można w wyniku ich działania ponieść bardzo wymierne szkody.

Czytaj także: Płotem w wojnę hybrydową. Jak politycy PiS grają na groźnych emocjach

Działania asymetryczne poniżej progu wojny

Takie działania też mają swoje tradycje. Bezpośrednio po II wojnie światowej ZSRR był wielkim i groźnym mocarstwem. Państwa tego nie było jednak stać, by tuż po wojnie utrzymać wielką – kilkunastomilionową armię, dlatego została ona oczywiście zredukowana. Do 1948 r. Armia Radziecka (nazwę tę nosiła od 1946 r., wcześniej była Armią Czerwoną) została zredukowana do 2,8 tys. ludzi. Jednak i to była dla państw zachodnich liczba niewyobrażalna jak na wojska czasu pokoju. Dysponując dziesiątkami tysięcy czołgów i podobną liczbą dział, kilkoma tysiącami samolotów, a przy tym nietkniętym przemysłem zbrojeniowym, ZSRR stanowił śmiertelne zagrożenie dla Europy Zachodniej.

Po co ta wielka armia była trzymana? Liczono na to, że będzie możliwe toczenie działań ofensywnych nawet na atomowym polu walki, co udowodnił marszałek Żukow we wrześniu 1954 r. słynnym eksperymentem na poligonie Tockoje, przeprowadzając ćwiczenia dużej grupy wojsk z realnym użyciem bomby atomowej w ich toku. Wojska przeszły przez epicentrum wybuchu po niecałej godzinie od niego, pokazując, że atomowe pole walki nie jest im straszne.

Jak na to zareagowali Amerykanie i państwa zachodnie, niemogące sobie pozwolić na utrzymanie podobnie wielkiej armii w Europie? Amerykanie ustawili rakiety średniego zasięgu Thor i Jupiter w Wielkiej Brytanii, we Włoszech i w Turcji, grożąc, że jak Sowieci wtargną swoimi czołgami do Europy Zachodniej, to oni tymi rakietami z głowicami atomowymi uderzą na sowieckie ośrodki przemysłowe, centra władzy i węzły komunikacyjne, czyli na miasta, mówiąc po ludzku. Jednocześnie pracowano nad rakietami o zasięgu międzykontynentalnym, które miały spełniać tę samą rolę, ale bez potrzeby stawiania ich u sojuszników.

Nikita Chruszczow w odpowiedzi zawiózł we wrześniu 1962 r. swoje rakiety balistyczne na Kubę. I sprawił tym USA spory problem. Bo jak zareagować na taki ruch? Zniszczyć te rakiety Sowietom na Kubie? To oni zaatakują Europę, a Amerykanie odpalą wtedy swoje rakiety i dojdzie do niekontrolowanej III wojny światowej z użyciem całego atomowego arsenału. Co robić? Jak na to odpowiedzieć?

Symetria była tu tylko pozorna: amerykańskie rakiety w Europie i sowieckie na Kubie. Ale gdzie w tej układance mieściły się miliony sowieckich żołnierzy w Europie i dziesiątki tysiące czołgów? To właśnie one były źródłem całej asymetrii.

Problem ostatecznie rozwiązano, balansując na krawędzi wojny, środkami militarnymi (blokada morska Kuby, demonstracja siły z obu stron) i dyplomatycznymi – my zabieramy swoje rakiety z Kuby, ale wy swoje z Europy też. Amerykanie mogli się na to zgodzić, bowiem właśnie kończyli rozmieszczać rakiety międzykontynentalne Atlas, a później Titan u siebie, więc pociski średniego zasięgu w Europie przestały być potrzebne. Dogadano się.

Jednocześnie jednak Amerykanie zrozumieli, że istnieje mnóstwo narzędzi asymetrycznych, na które nie ma dobrej odpowiedzi, które są poniżej progu wojny, a na pewno poniżej progu nuklearnego zmasowanego odwetu, a które mogą Zachodowi ciężko szkodzić. Dlatego opracowano specjalną nową doktrynę, znaną jako „elastyczne reagowanie” (Flexible Response). Pogrupowano w niej wszelkie znane narzędzia militarne i częściowo pozamilitarne w określone grupy proporcjonalne do ich zagrożenia. Założono przy tym, że na działania przeciwnika z danej grupy eskalacji odpowiemy narzędziami z tej samej grupy eskalacji.

Do niedawna to działało. Ale pomysłowość wroga nie zna granic. Rosjanie właśnie podjęli przeciwko nam i całemu NATO działania asymetryczne (nie hybrydowe!), na które nie wiemy, jak odpowiadać. Ale o tym jutro.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną