Piękna i zła
Mafiosi z Marsylii. Brutalność narkotykowego biznesu już tu spowszedniała
Ostatnio strzały słychać w sąsiedztwie dyskotek. Pod koniec maja, obok nowego klubu nocnego Miami, ktoś ostrzelał z kałasznikowa terenowe auto, a w nim pięciu notowanych wcześniej mężczyzn. Trzech z nich zginęło na miejscu. Sprawa wygląda na egzekucję, a policja szybko powiązała zdarzenie z trwającą od lat wojną gangów narkotykowych. Podobnie jak cztery strzelaniny z początku kwietnia, gdy w północnych częściach Marsylii zginęły trzy osoby, w tym 16-latek, a kilkanaście zostało rannych.
Na ulicach w centrum miasta nie widać jednak nerwowości. Ten brak zainteresowania marsylczyków strzelaninami zdaje się wynikać z faktu, że brutalność narkotykowego biznesu im spowszedniała. Jeszcze w lutym regionalny dziennik „La Provence” informował o bezlitosnej wojnie gangów narkotykowych wywodzących się z La Paternelle, części 14. dzielnicy na północy miasta, gdzie – jak donosili dziennikarze – całodobowo można kupić m.in. kokainę, a wymiana ognia z kałasznikowów wcale nie należy do rzadkości.
Innym miejscem o podobnej reputacji jest La Castellane na granicy dzielnic 15. i 16. W wydanej niedawno książce „Nowe tajemnice Marsylii” dziennikarz Jean-Michel Verne ocenia, że to najstarsze miasto Francji znajduje się pod całkowitą kontrolą zorganizowanej przestępczości.
Duch Spirito
Tak fatalna opinia o Marsylii nie jest nowością. Tym, czym dla Sycylii jest cosa nostra, tym dla Marsylii jest le milieu. Mafijne tradycje sięgają tu końca XIX w., kiedy to kryminalny potencjał największego portu na południu Francji dostrzegli imigranci z Włoch i Korsyki. Przez większą część ubiegłego stulecia założone przez nich organizacje kontrolowały nielegalny biznes, w tym zwłaszcza przemyt narkotyków, choć nie brzydzili się też wymuszeniami, prostytucją czy haraczami.