Rosjanie bombardowali ukraińską stolicę 17 razy w maju i co noc od początku czerwca. Intensywność uderzeń rakietowych i dronowych można porównać do pierwszych tygodni wojny. Ale teraz rosyjskie pociski niemal odbijają się od nadzwyczaj skutecznych systemów obrony powietrznej, dostarczonych głównie z Zachodu. O ile pierwszy zestrzelony Kindżał zrobił ogromne wrażenie, o tyle sześć kolejnych, posłanych na ziemię w jednym rosyjskim nalocie, tylko potwierdziło bezwzględny prymat zachodniej technologii antyrakietowej nad rosyjską rakietową. Nic dziwnego, że Patrioty i inne systemy doskonale poradziły sobie nawet z dziesięcioma Iskanderami – pociskami balistycznymi i skrzydlatymi – wystrzelonymi kilka dni temu w jednej salwie wartej kilkanaście milionów dolarów. Do tej pory na żadnym poligonie nie było szansy przetestować Patriotów przeciwko najnowszym rosyjskim pociskom i nie było pewności, czy rakiety o obniżonej trajektorii i zdolnościach manewrowania będą celem osiągalnym dla starszej generacji systemów antybalistycznych.
Okazuje się, że tarcza ochraniająca Kijów wykazuje ponad 90-proc. skuteczność, a jeśli są zniszczenia i ofiary, to głównie od spadających na ziemię szczątków. Zwycięskie bitwy są jednak niebywale kosztowne – każdy pocisk przechwytujący to kilka milionów dolarów, a w każdym starciu traci się ich od kilkunastu do kilkudziesięciu. W kolejnych pakietach amerykańskiego wsparcia amunicja do Patriotów stanowi coraz bardziej znaczącą część pomocy. Na razie jej wystarcza i na szczęście udało się uniknąć scenariusza prognozowanego w ujawnionych w kwietniu tajnych papierach z lutego, że problemy z pociskami zaczną się w maju. Ale nie sposób zasłonić całej Ukrainy tak jak Kijowa i miasta na prowincji, nawet tak duże i ważne jak Odessa, nie mają czym bronić się przed ciosami.