58-letni były szef rządu, minister spraw zagranicznych i burmistrz stolicy od 2015 r. reprezentował w parlamencie londyński okręg Uxbridge i South Ruislip. Zrezygnował ze stanowiska w piątek wieczorem z powodu ustaleń komisji śledczej zajmującej się aferą Partygate. Dotyczyła, przypomnijmy, imprez i spotkań towarzyskich organizowanych głównie w siedzibie biura premiera przy Downing Street 10 w listopadzie i grudniu 2020 r.
Czytaj też: Johnson w głośnym dokumencie BBC. Putin groził Wielkiej Brytanii
Huczne imprezy i mętne wyjaśnienia
Wielka Brytania była wtedy objęta kwarantanną z powodu pandemii koronawirusa, większość mieszkańców nie mogła w okresie okołoświątecznym spotkać się z rodziną, interakcje były ograniczone do kilku osób z najwyżej dwóch gospodarstw domowych. Tymczasem w rządowych gabinetach spotykało się czasami nawet ponad 20, w tym doradcy premiera, urzędnicy średniego i niższego szczebla i sam Boris Johnson. Niektóre doniesienia mówiły o udziale ministrów.
Johnson, również w trakcie przesłuchań w parlamencie, zawsze zapewniał, że nie doszło do żadnego naruszenia prawa. Tłumaczył się mętnie; raz mówił, że spotkań nie było, potem – że o nich nie wiedział, wreszcie przyjął linię, że wszystkie zdarzenia w jego biurze wynikały z obowiązków zawodowych, a jeśli naruszono przy okazji pandemiczne regulacje, to nie był tego świadom.
Zwłaszcza ostatni punkt jego obrony brzmiał mało wiarygodnie, biorąc pod uwagę, że Johnson jako premier sam układał zasady obowiązujące w kraju. Nie dość, że łamał prawo, które stanowił, to jeszcze wychodził na hipokrytę, okłamując opinię publiczną.
Czytaj też: Brytyjskie elitarne uczelnie inaczej. Skąd się wziął Boris Johnson?
Johnson kłamał, teraz kontratakuje
Dziś już wiadomo, że kłamał również przed komisją. Co do charakteru spotkań przy Downing Street 10 nie ma wątpliwości – równolegle do śledztwa w Westminsterze dochodzenie prowadziła stołeczna policja metropolitalna, która doliczyła się 126 przypadków naruszenia reżimu sanitarnego, za które grożą kary finansowe. Raport komisji prowadzonej przez posłankę Sue Gray jest wprawdzie tajny, ale Johnson miał do niego wgląd już w czwartek.
Według BBC dokument we wstępnej wersji zawierał ostrą krytykę zachowania premiera w czasie pandemii, rekomendował też karę, choć nie wiadomo, jak surową. Brytyjskie media spekulują, że mogło chodzić o zawieszenie w obowiązkach posła od dziesięciu dni do kilkunastu miesięcy, co oznaczałoby przyspieszone wybory w Uxbridge i South Ruislip. Johnson uciekł do przodu i sam złożył mandat.
Wcześniej przyznał, że wprowadził przesłuchujących go posłów w błąd, choć „nie zrobił tego celowo”. W piątek po złożeniu mandatu przyjął jednak znacznie ostrzejszą retorykę. W opublikowanym wieczorem, długim na ponad tysiąc słów oświadczeniu stwierdził, że został „wypchnięty” ze stanowiska. Czuje się ofiarą polowania na czarownice i zemsty za brexit.
Zaatakował przy okazji premiera Rishiego Sunaka i jego rząd, oskarżając go o hipokryzję. Według Johnsona Sunak uczestniczył w tych i podobnych spotkaniach na Downing Street 10 i ma świadomość, że były zgodne z prawem. Boris dodał, że czuje się zasmucony koniecznością opuszczenia parlamentu, przynajmniej na razie. I fakt, pogłoski o jego politycznej śmierci są mimo wszystko przedwczesne i przesadzone.
Czytaj też: To koniec Johnsona. Nie tylko jako premiera Wielkiej Brytanii
Zechce znów przewodzić partii?
Sam styl pożegnania z Westminsterem wskazuje na chęć dalszej walki o przywództwo w Partii Konserwatywnej. Boris odszedł z przytupem, rozdając ciosy na lewo i prawo. Sunak oberwał nie tylko za domniemaną hipokryzję, ale i dyletanctwo – zdaniem Johnsona większość w parlamencie, owoc wygranej torysów pod jego przywództwem w 2019 r., jest teraz mocno zagrożona. Nie powiedział tego wprost, ale dał do zrozumienia, że to efekt złej polityki Sunaka, kiedyś jego bliskiego współpracownika.
Obecny premier ma z powodu Borisa spory problem, zresztą nie pierwszy raz. Rządzi od końca października 2022 r. zupełnie inaczej niż Johnson – pod względem stylu, programu i komunikacji z wyborcami. Tymczasem duch poprzednika znów unosi się nad rządem. Były premier w piątkowy wieczór zrobił to, co umie najlepiej: skoncentrował na sobie całą uwagę mediów.
Jego macierzysty okręg czekają teraz wybory uzupełniające, a w poniedziałek zbierze się komisja do spraw Partygate, która podsumuje swoje śledztwo. Niedługo potem można będzie się spodziewać publikacji pełnego raportu. Wiadomo też, że Johnson odejście musiał planować dużo wcześniej, a przynajmniej brać je pod uwagę. Przed złożeniem mandatu upublicznił listę osób, którym rekomenduje przyznanie tytułów szlacheckich i innych wyróżnień. To przywilej każdego byłego premiera, w jego przypadku lista budzi jednak kontrowersje, bo znalazło się na niej sporo nazwisk powiązanych z Partygate i takich, których zasługi są co najmniej wątpliwe.
Wśród nich m.in. Charlotte Owen, była doradczyni Johnsona do spraw komunikacji i wizerunku publicznego, teraz 29-letnia, aktywna w polityce od 2015 r. Owen jest najmłodszą w historii kraju osobą z nadanym (nie odziedziczonym) prawem zasiadania w Izbie Lordów.
Czytaj też: Trójkąt przy Downing Street. Boris, Rasputin i Wiewióra
Jedni bronią, inni się cieszą
W obronie Johnsona stanęli dawni współpracownicy i zwolennicy w partii, m.in. była szefowa MSW Priti Patel (też umieszczona na jego liście wyróżnień). Na razie milczy Sunak i rząd, milczy też opozycja z liderem Partii Pracy Keirem Starmerem na czele. Entuzjastyczną wiadomość w partyjnym newsletterze rozesłali już natomiast Liberalni Demokraci, radość dominuje też w sobotnich wydaniach brytyjskich gazet, które od dawna opisywały Johnsona jako politycznego klauna. Wygląda na to, że klaun sam zwolnił się z cyrku – głównie po to, żeby cyrk nie wykopał go brutalnie za drzwi.
Te drzwi nie są jednak zamknięte na zawsze i Johnson to wie. Nieraz dowiódł, że bywa z teflonu, niejeden skandal po nim spłynął. Wróci, co do tego nie ma wątpliwości. Pytanie, jak się wtedy zachowają politycy, media i wyborcy. Przedstawienie będzie podobne, z pieczołowicie wyreżyserowanym zamętem wyglądającym na przypadkowy, swojski chaos. W tle będzie się jednak toczyć bezwzględna gra, niewykluczone, że towarzyszyć jej będzie żądza zemsty. Kto wie, może kolejne wcielenie Johnsona okaże się tym najbrutalniejszym.
Brytyjski tygodnik: Bierność Johnsona zabiła tysiące ludzi