„Rosyjski prezydent wcale nie jest popularny” – tak analizę weekendowych wydarzeń między Rostowem i Moskwą rozpoczyna prof. Timothy Snyder, historyk z Uniwersytetu Yale, światowej sławy ekspert od Europy Środkowo-Wschodniej. Jego zdaniem reakcja zwykłych obywateli na przejęcie przez wagnerowców kontroli nad dowództwem wojskowym w Rostowie i ich niezakłócony marsz przez miasto to dowód, że Rosjanom Władimir Putin zaczyna być obojętny.
Snyder podkreśla, że wszystkie dostępne badania opinii publicznej w Rosji, zwłaszcza pokazujące wysokie poparcie dla rządu i samej idei prowadzenia działań ofensywnych w Ukrainie, prowadzone są wokół samego centrum władzy, w Moskwie czy Petersburgu. Gdy jednak dostajemy rzadką okazję oglądania naturalnych zachowań mieszkańców dalszych części kraju – a do takich należy położony na południowo-zachodniej rubieży Rosji Rostów – widać, że Putina się nie boją. Nikt nie rzucił się w obronie reżimu, nie okazał spontanicznie poparcia prezydentowi, nic osobiście nie zaryzykował. Zdaniem Snydera ta apatia Rosjan wiąże się z poczuciem braku wpływu na swój los. Są przekonani, że i tak będzie nimi rządzić „zmilitaryzowany gangster”, a ponieważ, jak pisze historyk, Prigożyn i Grupa Wagnera to praktycznie Putin i reżim w miniaturze, w gruncie rzeczy wszystko im jedno, kto rządzi.
Czytaj też: