Arcybiskup Fernández? Pierwsze słyszę – to w Polsce częsta reakcja na wiadomość o powołaniu argentyńskiego teologa na kluczowy urząd w centralnej administracji kościelnej. Wiadomości o zmianach kadrowych w Watykanie nie wzbudzają dziś większego zainteresowania opinii publicznej. Niektórzy porównują je ze zmianami w biurze politycznym partii totalitarnych. To efekt nakładania się wielu kryzysów, przez które przechodzi dziś Kościół rzymskokatolicki. Nie tylko pedofilskiego, ale też kryzysu tożsamości i wiarygodności.
A jednak ważne decyzje personalne w tej machinie mają znaczenie, bo wpływają na myślenie i życie milionów wiernych. Nominacja abp. Fernándeza, rocznik 1962, najpierw na przewodniczącego watykańskiego „ministerstwa poprawności teologicznej”, czyli Kongregacji Nauki Wiary, a zaraz potem na kardynała oznacza, że obecny papież chce mieć zaufanego współpracownika, który czuje i myśli podobnie jak on.
Sztuka całowania
Obok Fernándeza na liście nowych kardynałów znalazł się też łódzki ordynariusz abp Grzegorz Ryś. Od lat promuje on tzw. nową ewangelizację, która dobrze pasuje do linii Franciszka. Opisał ją sam papież w liście dołączonym do nominacji Fernándeza. To rodzaj wskazówek, jak widzi jego rolę u swego boku.
Według tego listu nowy numer dwa w Watykanie powinien strzec takiej teologii katolickiej, która wypływa z wiary, a nie z pozycji wroga, który krytykuje i potępia. Papież zaznacza, że Kongregacja Nauki Wiary sięgała w przeszłości po „niemoralne metody”. Teraz, zamiast na tropieniu doktrynalnych błędów, powinna skupić się na promowaniu wiedzy teologicznej. A ponieważ w Kongregacji utworzono sekcję do spraw krzywdzenia nieletnich, więc papież prosi Fernándeza, by skupił się i na tym.