Świat

Oszukańcze referendum PiS. Szwajcaria daje przykład, jak to robić dobrze

Kampania w związku z jednym z referendów w Szwajcarii w 2009 r. Kampania w związku z jednym z referendów w Szwajcarii w 2009 r. Till Westermayer / Flickr CC by SA
Wybory to witryna demokracji, a demokracja jest terminem szlachetnym, więc każda władza, także obrzydliwych dyktatorów, urządza i celebruje obrzędy przy urnach. Szwajcaria, przeciwnie, jest chlubnym wzorem dla świata.

W referendum, nawet połączonym z wyborami, nie ma nic złego pod warunkiem, że będzie to referendum konkretne i uczciwe. Zanim napiszę, jak powinno wyglądać uczciwe referendum, powiem, że pierwsze pytanie powinno być pilnie skorygowane w ten sposób: „Czy oburza cię i czy odwrócić wyprzedaż państwowego majątku, jaką przeprowadził rząd PiS, oddając znaczną część polskiego koncernu naftowego w obce ręce?”.

Referendum: jak to się robi w Szwajcarii

Wzorem dla całego świata są zasady prowadzenia referendum w ojczyźnie demokracji bezpośredniej, w Konfederacji Szwajcarskiej. Obywatele rozstrzygają tam nawet 20–30 spraw rocznie. Nawet tych, które dotyczą strategii wojskowej i polityki zagranicznej, jak np. w słynnym pytaniu o zakup uzbrojenia i rezerwy finansowe kraju: „Czy akceptujesz wydzielenie pieniędzy na zakup samolotu bojowego Gripen?”, „Czy wstrzymać sprzedaż połowy narodowych rezerw złota?”.

Jak to się dzieje, że taki system funkcjonuje? Po pierwsze, prawo bardzo utrudnia rządowi uprawianie czystej propagandy, a obywatelom utrudnia głosowanie bez znajomości sprawy. „Nie stawiamy samego gołego pytania, lecz musimy objaśnić, co robimy, z jakiej przyczyny i w jakim celu. Więcej nawet, bo łącznie z kartą do głosowania rząd musi podać obywatelowi na piśmie wszystkie argumenty w danej sprawie, i to zarówno argumenty za, jak i przeciw” – tłumaczy Claude Bonard, były sekretarz generalny rządu kantonalnego w Genewie.

Reklama