Nożem po mapie
Chiny wymachują nożem po mapie i pęcznieją na papierze. Sąsiedzi oburzeni
Chińskie ministerstwo zasobów naturalnych opublikowało niedawno nowy zbiór oficjalnych map ChRL. Niby nic nadzwyczajnego, od 2016 r. resort co roku dokonuje „przeglądu”, aktualizuje i wprowadza korekty błędów z poprzednich edycji. Jednak tym razem publikacji towarzyszył spory szum propagandy i już w pierwszych godzinach ze stolic sąsiednich państw popłynęły głosy oburzenia i żądania natychmiastowych poprawek.
Powód? Zasięg granic ChRL wykreślono trochę bardziej zamaszyście niż zwykle i trudno podejrzewać, że to jedynie efekt omsknięcia ołówków kartografów. Na wschodzie autorzy zagarnęli Tajwan i – to pewna nowość – szmat morza za wyspą. Na południu tradycyjnie zarezerwowano 90 proc. powierzchni Morza Południowochińskiego i obszar, o który od dekad idzie spór z Indiami, w tym stan Arunachal Pradesh i Aksai Chin, część Wyżyny Tybetańskiej. Na północnym wschodzie – to nowość druga – schińszczeniu uległa całość położonej na granicy z Rosją rzecznej wyspy Bolszoj Ussuryjski, która jeszcze niedawno częściowo była rosyjska.
Plaster w małej skali
Najmniej wyrzutów Pekinowi czynili właśnie Rosjanie. Z kim innym handryczyliby się o każdą piędź, ale w kontekście wojennego osamotnienia nie potrzebują zwady z Chinami. Stąd rosyjski MSZ przypomniał jedynie, że oba państwa już jakiś czas temu wytyczyły swoje granice, potwierdzeniem ustaleń są stosowne umowy.
Bez większych emocji Moskwa przyjmuje także zmiany w chińskiej toponimii – ostatnio przyjmowane regularnie i polegające na powrocie do tradycyjnych nazw tych miejsc i miejscowości, które w XIX w. Rosja siłą odebrała cesarskim Chinom. Po to, by np. zamiast „Chabarowska” chińscy urzędnicy i obywatele mówili „Boli”. Rosyjska postawa jest o tyle intrygująca, że dotąd przecież to Rosja realizowała żarcik opowiadany czasem przez prezydenta Władimira Putina: „Z kim graniczy Rosja?