Utracona przytulność
Co się działo po meczu Legii w Alkmaar? Powiało chłodem między Polską i Holandią
Co dokładnie się wydarzyło 5 października w holenderskim Alkmaar po meczu Legii z miejscową drużyną? Wersje są rozbieżne. Polski zespół twierdzi, że został sponiewierany przez ochronę stadionu, a jego kibice byli prowokowani. Z kolei miejscowe władze, policja i prokuratura od samego początku opowiadają zupełnie inną historię – że to polscy kibice, a nawet piłkarze (dwóch z nich spędziło noc na komisariacie) zachowywali się agresywnie.
Na boisku warszawska drużyna przegrała 0:1. W sądzie może być podobnie, biorąc pod uwagę sposób działania holenderskiej policji – w zasadzie nie zdarza się, aby postępowała tak bezkompromisowo, gdy nie jest pewna swego. Podobnie jak holenderscy politycy, o czym przekonał się premier Mateusz Morawiecki, który na marginesie nieformalnego szczytu Unii Europejskiej w Grenadzie próbował interweniować w sprawie alkmaarskiego incydentu u odchodzącego premiera Holandii Marka Rutte. Usłyszał od niego, że w państwie prawa sprawy te nie należą do kompetencji szefa rządu, tylko miejscowej władzy, policji i prokuratury, które zrobią to, co do nich należy.
O krok dalej poszła wschodząca gwiazda holenderskiej polityki, minister sprawiedliwości Dilan Yeşilgöz-Zegerius: chuligańskie zachowania pod stadionem nazwała zawstydzającymi i poradziła polskiemu premierowi, aby zamiast krytykować policję w Alkmaar zajął się swoimi sprawami. A ona sama jest skupiona na stanie zdrowia policjanta, który odniósł obrażenia. „Reszta jest sprawą odpowiednich urzędów”.
Polska w odpowiedzi tradycyjnie uderzyła w wysokie tony, zarzucając Holendrom prowokacyjne działanie i rasizm. Ci więc zapewne tym dokładniej przeanalizują teraz zeznania świadków, zapisy i nagrania, a także towarzyszące meczowi zdarzenia i okoliczności.