Świat

633. dzień wojny. Mamy wojnę pozycyjną. Czy Rosjanie celowo do niej doprowadzili?

Ukraiński żołnierz w okopach pod Kreminną w obwodzie donieckim Ukraiński żołnierz w okopach pod Kreminną w obwodzie donieckim Diego Herrera Carcedo / Anadolu Agency / Abacapress.com / Forum
Z reguły do walk przypominających jatkę I wojny światowej dochodzi wbrew woli walczących stron – przeważnie wtedy, kiedy następuje pewna równowaga sił. Rosjanie początkowo też nie chcieli takich zmagań, ale kiedy już do nich doszło, nieszczególnie się zmartwili.

Pewne oznaki tego, że ukraińskie wojska ustanowiły przyczółek na lewym brzegu Dniepru, zostały już oficjalnie potwierdzone. Takiego określenia – „przyczółek” – użył ukraiński sztab generalny oraz dowództwo piechoty morskiej, która uczestniczy w operacji. A w języku wojskowym to słowo mówi wiele. Przyczółek nie jest związany z rajdem, czyli z działaniem, przy którym zgodnie z planem mamy gdzieś wtargnąć, coś zrobić, a następnie się wycofać. Przyczółek to punkt wyjścia do szerzej zakrojonej operacji; wystarczająco duży, by pomieścić wojska zdolne do zorganizowania jego trwałej obrony.

Czytaj też: To będzie bardzo długa wojna. Jak Ukraina może zwyciężyć z Rosją?

Ukraińcy chcą przełamać impas

Może faktycznie jest to jakiś pomysł na przełamanie impasu – gdyby tylko Ukrainie udało się ten przyczółek pogłębić na tyle, by rosyjska artyleria nie mogła ostrzeliwać samych przepraw. W takiej sytuacji można by pokusić się o regularne zaopatrywanie wojsk przez Dniepr, a także o przerzut większych sił, zdolnych do rozwinięcia natarcia w głąb rosyjskich pozycji. Do tego momentu zawsze istnieje ryzyko, że jeśli przerzuci się zbyt dużo wojsk na zbyt mały przyczółek, w razie silniejszego ataku wroga można nie zdążyć z jego ewakuacją na własną stronę rzeki. Skoro jednak oficjalnie zdecydowano się na użycie określenia „przyczółek”, to znaczy, że są tam już takie siły i że sami Rosjanie nie mają już co do tego żadnych złudzeń. W przeciwnym razie – po co byłoby ich alarmować?

Reklama