Pewne oznaki tego, że ukraińskie wojska ustanowiły przyczółek na lewym brzegu Dniepru, zostały już oficjalnie potwierdzone. Takiego określenia – „przyczółek” – użył ukraiński sztab generalny oraz dowództwo piechoty morskiej, która uczestniczy w operacji. A w języku wojskowym to słowo mówi wiele. Przyczółek nie jest związany z rajdem, czyli z działaniem, przy którym zgodnie z planem mamy gdzieś wtargnąć, coś zrobić, a następnie się wycofać. Przyczółek to punkt wyjścia do szerzej zakrojonej operacji; wystarczająco duży, by pomieścić wojska zdolne do zorganizowania jego trwałej obrony.
Czytaj też: To będzie bardzo długa wojna. Jak Ukraina może zwyciężyć z Rosją?
Ukraińcy chcą przełamać impas
Może faktycznie jest to jakiś pomysł na przełamanie impasu – gdyby tylko Ukrainie udało się ten przyczółek pogłębić na tyle, by rosyjska artyleria nie mogła ostrzeliwać samych przepraw. W takiej sytuacji można by pokusić się o regularne zaopatrywanie wojsk przez Dniepr, a także o przerzut większych sił, zdolnych do rozwinięcia natarcia w głąb rosyjskich pozycji. Do tego momentu zawsze istnieje ryzyko, że jeśli przerzuci się zbyt dużo wojsk na zbyt mały przyczółek, w razie silniejszego ataku wroga można nie zdążyć z jego ewakuacją na własną stronę rzeki. Skoro jednak oficjalnie zdecydowano się na użycie określenia „przyczółek”, to znaczy, że są tam już takie siły i że sami Rosjanie nie mają już co do tego żadnych złudzeń. W przeciwnym razie – po co byłoby ich alarmować?