Historia Izraela od jego zarania – a więc czasów sprzed zburzenia Świątyni – to również historia zabójców. Fanatyczni sykariusze zakradali się do domów wrogów Judei, najczęściej do Żydów sprzyjających Rzymianom, i wbijali im sztylety – zwane sica – w plecy. Tradycja zwalczania terroru okupantów terrorem żydowskim przeskoczyła niemal niezmieniona dwa tysiąclecia. Służby specjalne – Mosad, Szabak, Aman – kontynuowały ten sposób walki po odnowieniu państwa Izrael. Wywiad cywilny, kontrwywiad wewnętrzny i wywiad wojskowy okazały się wiernymi naśladowcami sykariuszy, tyle że zamiast sztyletów stosują zakamuflowane bomby, wybuchające książki czy całe menu trucizn. Choć czasem wystarczy i uderzenie młotkiem. Od niedawna stosują również drony.
Oficerowie izraelskiego wywiadu cieszą się ponurą sławą nieprzebierających w środkach likwidatorów wrogów Izraela. Po cichu albo głośno, okrutnie czy bezboleśnie – robią to od kilkudziesięciu lat. Mosad, Szabak i Aman stworzyły w swoich strukturach wyspecjalizowane biura organizujące i zabezpieczające technicznie zespoły zabójców. Zlecenia przychodzą od premierów.
Wywiad korzystał z ludzi własnych albo wynajętych, często posługiwał się sajanim, czyli „pomocnikami” – obywatelami innych państw żydowskiego pochodzenia werbowanymi przez katsa, czyli „zbieraczy informacji”, oficerów wywiadu. Wysyłał bomby sprytnie zakamuflowane jako listy albo książki do niemieckich inżynierów pomagających Egiptowi w budowie rakiet balistycznych. Zabijał działaczy OWP na ulicy, w domach, w garażach, w kawiarniach, na oczach dzieci albo w ramionach prostytutek.