Wojenna huśtawka
Wojenna huśtawka w Ukrainie. Rok kończy się źle, Zachód nie jest bez winy
Rok kończył się źle. Prezydentowi Ukrainy nie udało się przekonać amerykańskiego Kongresu do przyznania funduszy na finansowanie zbrojeń w 2024 r. Co prawda w czasie wizyty Wołodymyra Zełenskiego ogłoszona została kolejna dostawa o wartości 200 mln dol., ale pieniądze się skończą, jeśli Kongres nie poprze wielomiliardowego pakietu. Polityczne tło jest skomplikowane, ale zwrot od „wspierania Ukrainy tak długo, jak będzie trzeba” do faktycznej (oby tymczasowej) blokady, ilustruje ewolucję nastrojów znaczącej części Zachodu. Dominuje pesymizm, zmęczenie, poczucie braku perspektyw. Skąd to się wzięło?
Rok zaczynał się entuzjazmem: Ukraina dostawała nowoczesny sprzęt z Zachodu, a kolejne dostawy przełamywały kolejne opory – czołgi, rakiety, systemy przeciwlotnicze, pociski manewrujące. Jednocześnie w krajach NATO szkoliły się tysiące żołnierzy, którzy w zachodnim stylu mieli zadać Rosji decydujący cios: przerwać lądowy korytarz z Donbasu na Krym, wyjść na tyły Rosjan, pobić ich i zmusić do ustępstw. Propagandowo rozdmuchana letnia ofensywa stanęła jednak najdalej po kilkunastu kilometrach, a dziś wojskowi analitycy zastanawiają się, czy w ogóle zasługiwała na takie miano. Ukraińskiej armii łatwiej niż zdecydowany manewr przychodziło powolne wyczerpywanie Rosjan. Sama jednak ponosiła przy tym ciężkie straty.
Wojna weszła w impas, a głównodowodzący armią ukraińską generał Walery Załużny publicznie przyznał się do błędów w planowaniu i ocenie przeciwnika. Te przewinienia obciążają też Zachód, bo najwyraźniej nie pomogły ćwiczenia, analizy i narady natowskich generałów nad mapami w ukraińskich bunkrach. Ukraina miała oczywiście też sukcesy. Paradoksalnie kraj praktycznie pozbawiony marynarki wojennej największe sukcesy odniósł w walce z Flotą Czarnomorską.