Strefa mediów
Pod ostrzałem Izraela giną dziennikarze. „Umieramy dwa razy: najpierw od bomb, potem od milczenia”
Wael Al-Dahdouh to 53-letni dziennikarz telewizyjny, od 2004 r. szef biura Al-Dżaziry w Strefie Gazy. Dziś jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy w enklawie. – Gdy Wael idzie ulicą, ludzie reagują na niego jak na celebrytę, prezydenta – mówi Ahmed Abu Adżwa, kamerzysta z Gazy, współpracujący na stałe m.in. ze Sky News. – Ma charyzmę, a jednocześnie jest skromny, serdeczny. Zdobył szacunek nie tylko wśród kolegów po fachu, ale też w całej Strefie Gazy.
Zachód odkrył go w październiku, gdy podczas relacji na żywo Wael dowiedział się, że izraelska armia zbombardowała obóz dla uchodźców w Nuseirat, gdzie schroniła się jego rodzina. Już na miejscu gołymi rękami próbował wyciągać rannych spod gruzów. Ostatecznie uratowano dwójkę dzieci Waela. W izraelskim ostrzale zginęła jego żona Amna, ich 7-letnia córka Shams, 15-letni syn Muhammad, roczny wnuczek Adam. A także 21 osób, wśród nich ośmioro dalszych krewnych.
Dwa dni później Wael stał znowu przed kamerą. Tłumaczył, że wobec tej straszliwej straty ciąży na nim tym większy obowiązek kontynuowania misji. Mówił, że jego najbliżsi zapłacili życiem za jego pracę. Bo w Gazie nikt nie wierzy, że dziennikarze i ich rodziny giną w tak szybkim tempie zupełnie przypadkowo.
177 tys. budynków
7 października w wyniku ataku Hamasu dokonanego ze Strefy Gazy zginęło blisko 1,2 tys. Izraelczyków, w większości cywilów. Jeszcze tego samego dnia rozpoczęła się odwetowa ofensywa Izraela w Gazie. Od tamtej pory, według gazańskiego ministerstwa zdrowia, na skutek izraelskich bombardowań zginęło już blisko 28 tys. osób, większość to kobiety i dzieci. Rannych jest ponad 66 tys., kolejne 8 tys. uznaje się za zaginione.
Izrael wciąż nie zaprzestał bombardowania enklawy, twierdząc, że Hamas kryje się za plecami cywilów.