Generał drwal
Surowy generał drwal. Czy izraelski minister obrony zastąpi skompromitowanego Netanjahu?
‚‚Ogłaszam totalną blokadę Strefy Gazy. Odcinamy wszystko. Zero elektryczności. Zero jedzenia. Zero paliwa. Takie metody są konieczne, bo naszymi wrogami są ludzkie zwierzęta” – mówił minister obrony Joaw Galant dwa dni po masakrze 7 października ub.r., w której terroryści Hamasu zabili ok. 1,2 tys. Izraelczyków.
Jego oświadczenie wywołało szok w wielu światowych mediach. Choć jak na standardy dzisiejszego Izraela było dość powściągliwe. Dziennikarze i nawet deputowani do Knesetu wzywali wtedy, żeby zrzucić na Gazę bombę atomową albo przeprowadzić zmasowane naloty dywanowe, w których jednej nocy zginie 100 tys. ludzi – tak jak w Tokio w 1945 r.
Gdyby zagraniczni widzowie znali Galanta lepiej, wiedzieliby, że często używa lapidarnego, dosadnego języka. Latem ub.r., kiedy odwiedził żołnierzy stacjonujących przy granicy z Libanem, mówił: „Ostrzegam ludzi po drugiej stronie, w szczególności Hezbollah i jego przywódcę Hasana Nasrallaha, żeby nie popełnili jakichś głupich błędów, bo możemy ich cofnąć do ery kamienia łupanego”.
Ostatecznie obietnica totalnej blokady 2 mln ludzi w Gazie nie została dotrzymana. Po kilku tygodniach, pod naciskiem Amerykanów, Izrael wpuścił do enklawy konwoje humanitarne i wznowił dostawy prądu oraz paliwa dla szpitali. W stopniu minimalnym, ale wystarczającym – w tym sensie, że ludzie w Gazie głodują, ale nie umierają z głodu.
Dziecko exodusu
Surowy styl 65-letniego Galanta stanie się już całkowicie zrozumiały, jeśli prześledzić jego życiorys. Po służbie wojskowej nie wyjechał – jak wielu jego kolegów, np. obecny premier Beniamin Netanjahu – na elitarne studia w USA. Nie został popularnym dziennikarzem – jak poprzedni premier Jair Lapid.