Niewidomi wśród jednookich
Niemcy: miękkie ogniwo zachodniego sojuszu w sprawie Ukrainy. Czy to się teraz zmieni?
Ledwo przebrzmiało echo sporu Olafa Scholza z Emmanuelem Macronem – czy wysyłać żołnierzy do Ukrainy – a już Rosjanie włączyli się w spór o to, czy przekazać Kijowowi niemieckie pociski Taurus. Opublikowali podsłuchaną rozmowę wysokich niemieckich oficerów o obsłudze, danych technicznych i możliwych celach tych pocisków. Żołnierze mówili m.in. o tym, że na most Krymski trzeba by do 20 trafień… Medialny strzał Rosjanom się udał, choć skutek może być odwrotny do zamierzonego.
Szef Luftwaffe gen. Ingo Gerhartz rozmawiał ze swymi oficerami przed złożeniem kanclerzowi dokładnych danych o Taurusie. To ważne, bo dotychczas Scholz odmowę ich przekazania Ukraińcom uzasadniał tym, że do obsługi pocisków konieczni byliby niemieccy eksperci. Z rozmowy wynika co prawda, że w Ukrainie są „cywile z amerykańskim akcentem”, ale akurat do programowania Taurusów Niemcy wcale nie są potrzebni.
Wniosek jest taki, że kanclerz albo był wprowadzany w błąd, albo celowo mówił nieprawdę – by znowu zwlekać z przekazaniem Ukrainie broni. Skoro jednak niemieccy eksperci od Taurusów wcale nie muszą jechać do Ukrainy, paradoksalnie rosyjski przeciek może sprawić, że rząd niemiecki przestanie hamletyzować i Ukraińcy w końcu dostaną te pociski.
Miękkie ogniwo
Niemcy są więc w rozterce. Na początku roku minister obrony Boris Pistorius otwarcie mówił, że trzeba być przygotowanym nie tylko na konflikt na wschodniej flance NATO, ale i na rosyjskie ataki na niemiecką infrastrukturę oraz sektor cybernetyczny. Niemcy są w centrum rosyjskiej wojny psychologicznej z Zachodem. Budzą respekt swym potencjałem oraz może nierychliwą i chwiejną, jednak drugą – po amerykańskiej – militarną pomocą dla Ukrainy. A zarazem są postrzegane jako miękkie ogniwo zachodniego sojuszu.