Pękają zapory, w górach dochodzi do lawin błotnych. Przyczyną są deszcze, które – jak w brazylijskim stanie Rio Grande do Sul, w Kenii czy w chińskiej prowincji Guangdong – padają przez szereg dni albo krótko, ale bardzo intensywnie. Takie nawałnice tylko w pierwszej połowie maja dotknęły kilka prowincji afgańskich, indonezyjską część Sumatry, australijską Nową Południową Walię, a w kwietniu podtopiły Dubaj. W Brazylii i w Afganistanie zginęły setki osób, setki tysięcy musiały uciekać na wyżej położone tereny.
Zdarzenia te wyglądają na spełnienie przewidywań klimatologów, że postępujące ocieplenie wyostrzy wzorce pogodowe i będzie skutkowało coraz większą liczbą zjawisk gwałtownych, w tym opadów. W ostatnich latach i miesiącach padają rekordy średnich temperatur atmosfery, a tak się składa, że cieplejsze powietrze może pomieścić więcej wilgoci i nieść ją na znaczne odległości. Dlatego pada też w miejscach pozornie zaskakujących, np. na pustyniach, i w ilościach często bez precedensu w historii lokalnych pomiarów. Wylewy spowodowane ekstremalnymi deszczami niszczą infrastrukturę publiczną, windują składki ubezpieczeń, komplikują obieg gospodarczy i zmniejszają produkcję rolną, co przekłada się na wzrost cen i mniejszą dostępność żywności.
Skutki powodzi nie ustępują wraz z opadającą wodą i zakończeniem akcji ratunkowo-poszukiwawczej. Zresztą nie wszyscy poszkodowani są nią objęci. O ile w rządzonym przez talibów, sponiewieranym wojnami Afganistanie brakuje służb, które mogłyby dotrzeć do najbardziej ustronnych dolin, o tyle w Brazylii kilkudziesięciu funkcjonariuszy przyszło z pomocą niewielkiemu konikowi Caramelo. Kasztanek znalazł schronienie na azbestowym dachu niemal kompletnie zalanego budynku. Szczęśliwie został przeniesiony na pokład pontonu, stając się symbolem walki z kataklizmem.