Listonosz już nie puka
Royal Mail jest w ruinie. Ale czeski miliarder postanowił wejść w ten biznes
‚‚Dobry listonosz robi to z zamkniętymi oczami” – tłumaczył mój „duch”, instruktor. Staliśmy przed wielką szafą z ponad 200 półeczkami, przy każdej naklejka z adresem. Obok duży plastikowy kosz, jak do prania. A w nim listy, dużo listów. Na zegarze 4.10. To było jak gra zręcznościowa – chodziło o to, aby jak najszybciej poukładać (a w zasadzie powrzucać) listy w odpowiednie adresy. Mój „duch” wrzucał, a ja zaspany patrzyłem z niedowierzaniem.
Była wiosna 2005 r. Wyżej podpisany dostał pracę listonosza w oddziale Glasgow G1-5 przy Baird Street. Royal Mail (RM) była u szczytu swojej potęgi. W latach 2004–05 Brytyjczycy za jej pośrednictwem wysłali 20 mld listów, najwięcej w historii. Praca dla królowej w RM to było coś wyjątkowego. Starsi koledzy z G1-5 (niektórzy mieli domki letniskowe w Hiszpanii) przekonywali, że nie mogłem lepiej trafić: dobra płaca, stabilne zatrudnienie w zasadzie do emerytury. Bo przecież ludzie listy piszą i to się nie zmieni.
Poczta w ruinie
Dziś RM jest w ruinie, niedawno groził jej zarząd komisaryczny. Ma ogromne problemy ze swoją podstawową działalnością, czyli dostarczaniem listów. Przy czym wcale nie oznacza to, że ludzie jeszcze listy piszą, bo dziś w większości są to automatyczne przesyłki pocztowe: rachunki, zawiadomienia, korespondencja z bankiem, reklamy itd. One wszystkie też wkrótce wyginą, zastąpione przez swoje elektroniczne odpowiedniki.
Jak obliczył państwowy regulator Ofcom, Royal Mail w drugiej połowie tego roku będzie już traciła ponad milion funtów dziennie. Firmą od trzech lat wstrząsają strajki. Wspomniany Ofcom od 2017 r. corocznie nakłada na nią kary za opóźnienia w dostawach. RM straciła nawet monopol na dostarczanie paczek z Post Office (to oddzielna firma kontrolująca odpowiedniki urzędów pocztowych).