Potwierdzają się najgorsze obawy. Pora przygotować strategię na Trumpa 2.0. I zapiąć pasy
Katastrofa, porażka, kompromitacja. Im więcej godzin mija od debaty Biden–Trump, tym ostrzejsze padają jej oceny. Poziom dyskusji był ogólnie deprymujący, ale to, co najbardziej uderzyło telewizyjnych analityków polityki, to wyraźna niedyspozycja urzędującego prezydenta.
Ameryka śpi niespokojnym snem
Na tle pewnego siebie i wykrzykującego populistyczne hasła Donalda Trumpa Biden wypadł po prostu źle – mylił się, jąkał, gubił myśli, nie był w stanie dokończyć zdania, mieszały mu się liczby. Jeśli ktoś z widzów potrzebował dowodu, że 81-letni weteran polityki nie jest dziś w najlepszej formie, to właśnie go dostał. Jeśli jego polityczni przeciwnicy szukali argumentu, że nie nadaje się na kolejne cztery lata prezydentury, to mają potwierdzenie.
Nawet najszczersi sympatycy Bidena spośród „gadających głów” nie są w stanie go bronić. Ponoć w Partii Demokratycznej jeszcze w trakcie pojedynku wybuchła panika, słychać pogłoski o szukaniu nowego kandydata, „otwartej” formule konwencji wymiany Bidena na kogoś innego – w domyśle młodszego. Nie wiadomo, czy do tego dojdzie, nie jest też pewne, że republikanin wygra z demokratą. Na razie Ameryka śpi niespokojnym snem albo usiłuje na inne sposoby zapomnieć te trudne półtorej godziny. Po tej debacie jednak USA i cały świat są o krok bliżej perspektywy, iż 47. prezydentem zostanie znowu Donald J. Trump. I wszyscy powinni się na to przygotować.
Na początek słuchając, co Trump miał do powiedzenia o tematach najbardziej nas dziś zajmujących – bezpieczeństwa, Ukrainy i roli Ameryki w NATO. Usłyszeliśmy znane i zgrane bon moty: o tym, że Putin nigdy nie zaatakowałby Ukrainy, gdyby w Białym Domu urzędował Trump, że to chaotyczne wycofanie wojsk z Afganistanu zachęciło Rosję do agresji i że Biden chce wciągnąć Amerykę w III wojnę światową.