Świat

Potwierdzają się najgorsze obawy. Pora przygotować strategię na Trumpa 2.0. I zapiąć pasy

Donald Trump podczas debaty prezydenckiej z Joe Bidenem, 27 czerwca 2024 r. Donald Trump podczas debaty prezydenckiej z Joe Bidenem, 27 czerwca 2024 r. Andrew Caballero-Reynolds / AFP / East News
Pakiet, jaki w debacie z Joe Bidenem Donald Trump zaserwował europejskim sojusznikom i Ukrainie, potwierdza najgorsze obawy o to, jak może wyglądać jego prezydentura. Świat zacznie się obawiać jego ruchów znacznie wcześniej niż 20 stycznia 2025 r.

Katastrofa, porażka, kompromitacja. Im więcej godzin mija od debaty Biden–Trump, tym ostrzejsze padają jej oceny. Poziom dyskusji był ogólnie deprymujący, ale to, co najbardziej uderzyło telewizyjnych analityków polityki, to wyraźna niedyspozycja urzędującego prezydenta.

Ameryka śpi niespokojnym snem

Na tle pewnego siebie i wykrzykującego populistyczne hasła Donalda Trumpa Biden wypadł po prostu źle – mylił się, jąkał, gubił myśli, nie był w stanie dokończyć zdania, mieszały mu się liczby. Jeśli ktoś z widzów potrzebował dowodu, że 81-letni weteran polityki nie jest dziś w najlepszej formie, to właśnie go dostał. Jeśli jego polityczni przeciwnicy szukali argumentu, że nie nadaje się na kolejne cztery lata prezydentury, to mają potwierdzenie.

Nawet najszczersi sympatycy Bidena spośród „gadających głów” nie są w stanie go bronić. Ponoć w Partii Demokratycznej jeszcze w trakcie pojedynku wybuchła panika, słychać pogłoski o szukaniu nowego kandydata, „otwartej” formule konwencji wymiany Bidena na kogoś innego – w domyśle młodszego. Nie wiadomo, czy do tego dojdzie, nie jest też pewne, że republikanin wygra z demokratą. Na razie Ameryka śpi niespokojnym snem albo usiłuje na inne sposoby zapomnieć te trudne półtorej godziny. Po tej debacie jednak USA i cały świat są o krok bliżej perspektywy, iż 47. prezydentem zostanie znowu Donald J. Trump. I wszyscy powinni się na to przygotować.

Na początek słuchając, co Trump miał do powiedzenia o tematach najbardziej nas dziś zajmujących – bezpieczeństwa, Ukrainy i roli Ameryki w NATO. Usłyszeliśmy znane i zgrane bon moty: o tym, że Putin nigdy nie zaatakowałby Ukrainy, gdyby w Białym Domu urzędował Trump, że to chaotyczne wycofanie wojsk z Afganistanu zachęciło Rosję do agresji i że Biden chce wciągnąć Amerykę w III wojnę światową. Były prezydent już to mówił, ale z pozycji kandydata o niepewnych szansach wygranej. Dziś jest kandydatem, który w ocenie widzów i znawców amerykańskiej polityki wygrał debatę z Bidenem i może mieć duże szanse zwycięstwa w wyborach. Dlatego haseł tych nie wolno lekceważyć – trzeba się zastanowić, co oznaczają dla naszego regionu świata. Analizę tę powinni przeprowadzić politycy, dowódcy wojskowi, sojusznicy z NATO – bo to, że słowa Trumpa będą analizowane w Moskwie, Mińsku i Kijowie, można uznać za pewnik.

Warto zapamiętać z debaty, że Trump nie odpowiedział początkowo na pytanie współprowadzącej Dany Bash, czy putinowskie żądania ustępstw terytorialnych i wyrzeczenia się akcesji do NATO jako warunki pokoju są do zaakceptowania. Dopiero przyciśnięty, spytany o to powtórnie, stwierdził, że nie. Trzeba mieć w pamięci jego oceny, że Ukraina nie wygrywa tej wojny, bo brakuje jej żołnierzy, i że Putin „weźmie Ukrainę”. Warto pytać, jak Trump wypełni obietnicę, że – w razie wyboru – doprowadzi do ugody między Putinem a Zełenskim, zanim nawet obejmie urząd 20 stycznia 2025 r. I trzeba się zastanowić, co miał na myśli, mówiąc, iż rozmawiał z Putinem o jego marzeniach w kontekście możliwej agresji na Ukrainę.

Czytaj też: Trump winien, winien, winien... Co dla Ameryki i Bidena oznacza ten historyczny wyrok

Szykujmy się na Trumpa 2.0

Warto mieć świadomość, że Trump z uporem posługuje się fałszywymi liczbami – celowo, być może wskutek niewiedzy, zawyżając wartość amerykańskiego wsparcia dla Ukrainy, a zaniżając europejskiego. Że postrzega NATO jako grupę tych, którzy zasługują na wsparcie USA jedynie, gdy „płacą”. I że sobie wyłącznie przypisuje zasługi dla wzrostu wydatków obronnych w Sojuszu, który zresztą wyraźnie przyspieszył dopiero za prezydentury Bidena i w reakcji na wojnę w Europie. Trzeba zapamiętać, że ani razu w debacie nie użył słowa „sojusznicy”, a o współpracy Bidena z NATO mówi, że to jego „gierki”.

Pakiet, jaki w debacie Trump zaserwował europejskim sojusznikom i Ukrainie, potwierdza najgorsze obawy o to, jak może wyglądać jego prezydentura, a nawet że będzie prowadził jakieś zakulisowego „deale” z Rosją, zanim zostanie prezydentem. Świat zacznie się obawiać jego ruchów znacznie wcześniej niż 20 stycznia. Trudno, by tej niepewności nie starali się jakoś wykorzystać przeciwnicy Ameryki, NATO i Zachodu.

Co gorsza, postawa Bidena rodzi z kolei obawy, że dalsza część jego prezydentury będzie już tylko walką o ratowanie politycznego dziedzictwa albo chaotycznym poszukiwaniem zastępczego kandydata. Jeśli w Partii Demokratycznej przeważy opcja zmiany kandydata, Biden przedwcześnie stanie się „kulawą kaczką” – przywódcą formalnie wciąż pełniącym urząd, ale osłabionym, może w ogóle niezdolnym do skutecznego działania.

Bardzo wątpliwe, by zastępczy kandydat miał szansę zmienić wyborczą trajektorię – po demokratycznej stronie nie widać osobowości, która mogłaby z sukcesem przejąć pałeczkę. Wszyscy w Ameryce wiedzą, że nie jest w stanie tego zrobić wiceprezydentka Kamala Harris. Zatem najlepsze, co można w tej chwili zrobić, to przygotować strategię na Trumpa 2.0. I zapiąć pasy.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Ranking najlepszych galerii według „Polityki”. Są spadki i wzloty. Korona zostaje w stolicy

W naszym publikowanym co dwa lata rankingu najlepszych muzeów i galerii sporo zmian. Są wzloty, ale jeszcze częściej gwałtowne pikowania.

Piotr Sarzyński
11.03.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną