Wybory we Francji. Czy Le Pen i Bardella sparaliżują europejski silnik? Polska musi być czujna
Bruksela milcząco wyczekuje drugiej tury wyborów we Francji za tydzień. Boi się, że w przypadku lepenistów nie uda się skręt w stronę głównego nurtu, którego dokonała postfaszytowska Giorgia Meloni we Włoszech.
Czytaj też: Le Pen ma złowieszczy plan? Co się o wyborach pisze na świecie
Le Pen, Bardella, Francja i Unia Europejska
Kohabitacja prezydenta Emmanuela Macrona i Jordana Bardelli, którego Marine Le Pen namaściła na premiera w razie uzyskania większości w Zgromadzeniu Narodowym (to okaże się po drugiej turze), to ryzyko paraliżu polityki Paryża na unijnym forum. Jak zwykle komentarzy i ostrzeżeń nie szczędzą członkowie europarlamentu; inne instytucje UE i przedstawiciele krajów UE bezsilnie wyczekują, co przyniesie głosowanie 7 lipca.
Macron, choć od dawna miał słabe notowania we Francji, był napędem francusko-niemieckiego tandemu, bez wsparcia którego trudno wyobrazić sobie poważne reformy i inicjatywy w UE. Również Polska liczyła na wspólną grę z Paryżem w rozwijaniu unijnych działań na rzecz obronności (przede wszystkim w przemyśle) i poszukiwania dodatkowych wspólnych źródeł finansowania inicjatyw zbrojeniowych. Kohabitacja z Bardellą, a nawet sam bardzo dobry wynik partii Le Pen bez większości rządowej może, jak słychać w Brukseli, odebrać wiarygodność wszelkim długoterminowym inicjatywom Macrona.
W razie kohabitacji prezydent reprezentowałby Francję na szczytach UE, gdzie decyduje się o strategicznych kierunkach działań Unii.