W 1949 r., kiedy partia komunistyczna przejmowała władzę, średnia długość życia wynosiła 34 lata, w 1961 r. wzrosła do 46 lat, a w zeszłym roku – do 78 lat. Jednocześnie od 2022 r. zaczęło Chińczyków ubywać – to skutek trzech dekad nakazu jednego dziecka w rodzinie. W priorytetach dorabiających się jedynaków posiadanie dziecka zeszło na dalszy plan, a warunki życiowe i spowolnienie gospodarki nie sprzyjają prokreacji. Współczynnik dzietności wynosi obecnie 1,1, gdy do prostej reprodukcji potrzeba 2,1. Podejmowane są dramatyczne decyzje rządowe, np. całkowity zakaz adopcji za granicę, ale niewiele to zmienia. Dziś co piąty Chińczyk skończył 60 lat, w 2035 r. skończy już co trzeci. I wtedy to, według raportu Chińskiej Akademii Nauk Społecznych, system emerytalny, który i tak nie rozpieszcza (średnie świadczenie to 600 juanów, nieco ponad 300 zł, na wsi dużo mniej), ostatecznie się załamie.
Rozłożoną na lata decyzję o podwyższeniu wieku emerytalnego (i dłuższym okresie pracy uprawniającym do świadczeń) ogłoszono dość dyskretnie, bo nigdzie nie jest popularna. Ale i tak na platformie Weibo wywołała 870 mln odsłon i 240 tys. komentarzy (wiele głosów krytycznych usunięto). Ogólny ich ton: młodym coraz trudniej znaleźć pracę, osobom w wieku średnim – utrzymać ją, a najstarsi będą musieli pracować coraz dłużej. To może załamać tradycyjny system opieki, w którym „wczesne emerytki” opiekowały się wnukami i własnymi rodzicami. A wobec braku żłobków i przedszkoli takie rodzinne wsparcie było głównym czynnikiem zachęcającym do wielodzietności. Chiny czeka więc daleko idący eksperyment społeczny.