Komisarze bywają nazywani „eurokratami”, ale to nie brukselscy „biurokraci”, lecz politycy zachowujący członkostwo w swych ugrupowaniach. Dlatego poszczególne rządy desygnują do Brukseli ludzi bliskich sobie politycznie. Wyjątkiem jest Holandia, która już w 2019 r. pozostawiła na drugą kadencję Fransa Timmermansa, choć jego lewicowa partia była wówczas w opozycji. Gdy postanowił w 2023 r. wrócić do polityki krajowej, zastąpił go centroprawicowy Wopke Hoekstra. Ten też znalazł się teraz w opozycji, ale mocno prawicowy rząd nie odwołał go z Brukseli. Będzie nadal zajmować się klimatem w koordynacji z dotychczasową wicepremier Hiszpanii Teresą Riberą, która w nowej Komisji będzie wiceszefową od „czystej, sprawiedliwiej i konkurencyjnej transformacji” (dawniej Zielony Ład). Ribera, główna przedstawicielka lewicy w Komisji, ma gwarantować, że Bruksela będzie trwać w dążeniu do neutralności klimatycznej w 2050 r.
Kluczowe posady dostali politycy z dużych państw UE opowiadający się – niezależnie od przynależności partyjnej – za sporymi wspólnymi wydatkami na inwestycje strategiczne, elastycznym podejściem do unijnej dyscypliny budżetowej i za interwencjonistyczną polityką przemysłową. Takie poglądy mają socjalistka Ribera, Stéphane Séjourné (wiceszef ds. strategii przemysłowej) z ugrupowania prezydenta Francji Emmanuela Macrona i Raffaele Fitto (wiceszef ds. spójności i reform) z ostro prawicowych Braci Włochów premier Giorgii Meloni, którzy będą się ścierać z wolnorynkowcami z Europy Północnej przy pracach nad budżetem na lata 2028–34, które będzie pilotować Piotr Serafin, komisarz ds. budżetu i zwalczania nadużyć finansowych. A przy okazji fundusze na rozkręcanie przemysłu zbrojeniowego w UE będzie chciał wyszarpać były litewski premier Andrius Kubilius, komisarz ds.