Pokusa zwycięstwa
Pokusa zwycięstwa. Czy teraz do Libanu wjadą izraelskie czołgi?
Zobacz także: Pomocnik Historyczny „Polityki”: „Izrael–Palestyna. Wojna bez końca”
Gdy Izrael poinformował w piątek 27 września o śmierci Hasana Nasrallaha, wielu Libańczyków – ale też Izraelczyków – zaczęło sprawdzać media związane z Hezbollahem, któremu szefował od 32 lat. W ostatnich latach jego słowa ciążyły na całym Bliskim Wschodzie – zgodnie ze wzrostem znaczenia jego organizacji, uważanej w USA i Europie za terrorystyczną. W 2006 r., gdy Izrael ostatnim razem wycofywał się z południowego Libanu, cały region usłyszał jego słowa o „strategicznym i historycznym zwycięstwie”, co nie było prawdą, bo Izraelczycy po prostu uznali, że dalsza okupacja nie ma sensu. Nasrallah potrafił jednak zbudować nie tylko rakietowy arsenał Hezbollahu, ale i narrację zwycięstwa. Tym razem jednak milczał. Dlatego zanim jeszcze Hezbollah potwierdził w sobotę zgon swojego przywódcy, wszyscy zainteresowani wiedzieli, że Nasrallah nie żyje.
Hezbollah to nie Hamas
To była kulminacja kolejnego dramatycznego tygodnia w historii Hezbollahu. Od poniedziałku wskutek izraelskich ataków ginęli kolejni liderzy tej organizacji, w tym niemal całe kierownictwo trzonu wojskowego. Jednocześnie premier Libanu Nadżib Mikati mówił o milionie wewnętrznych uchodźców, którzy spod izraelskiej granicy ciągną na północ kraju. Reputacja Hezbollahu ucierpiała już wcześniej, gdy wybuchły należące do jego członków pagery i inne urządzenia elektroniczne, zabijając kilkudziesięciu z nich i raniąc ponad tysiąc. Finał nadszedł jednak w piątek, gdy Nasrallah i jego doradcy zebrali się w bunkrze kilkanaście metrów pod jedną z południowych dzielnic Bejrutu.