Trudny powrót do Kijowa
Zełenski dostał słodko-gorzki poczęstunek. Ameryka nie chce grać w „ukraińską ruletkę”
Prezydent Ukrainy spędził w Ameryce cały tydzień. Poleciał, tym razem swoim nieużywanym od lat Airbusem, z całą litanią marzeń, życzeń i żądań, ale w Waszyngtonie dostał słodko-gorzki poczęstunek.
Wołodymyr Zełenski przywiózł swoim najważniejszym sojusznikom „plan zwycięstwa”, którego szczegółów publicznie nie wyjawił, ale który – jeśli wierzyć relacjom zza kulis – nie wzbudził entuzjazmu. Głównie dlatego, że wymaga od USA i Zachodu gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy i bezprecedensowego wsparcia zbrojnego. To drugie okazało się łatwiejsze i Zełenski wraca z workiem pieniędzy na zbrojeniowe obietnice.
Gorsza wiadomość jest taka, że to worek ostatni za obecnej prezydentury, a nawet wygrana demokratki Kamali Harris nie gwarantuje kontynuacji wsparcia na dotychczasowym poziomie. Joe Biden wolał nie grać w „ukraińską ruletkę” i trzy dni przed końcem roku budżetowego uwolnił wszystkie pozostałe środki z finansowania cudem przepchniętego w Kongresie w kwietniu, w sumie 8 mld dol.
Na potem Ukraina nie uzyskała żadnej nowej strategii od Demokratów, a chwiejna postawa Republikanów nie daje żadnej pewności w przypadku ich zwycięstwa. Donald Trump, z którym Zełenski bardzo chciał rozmawiać osobiście, najpierw przypuścił na ukraińskiego prezydenta bezprecedensowy atak („to biedny człowiek, który nie wie, co mówi”), by nazajutrz zgodzić się na spotkanie. Po nim Zełenski zapewniał o uzyskanym wsparciu dla Ukrainy i „sprawiedliwego pokoju”, ale Trump mówił głównie o „szybkim końcu”.
Trumpowski rollercoaster emocji i decyzji nie pozwala niczego przewidzieć co do jego faktycznej polityki, gdy – lub jeśli – dojdzie do władzy. Ale obóz Demokratów też ma problem. Bliskowschodnia eskalacja wymyka się spod kontroli i konsumuje amerykańskie zasoby.