Projekt ustawy (assisted dying bill) wniosła Kim Leadbeater z laburzystowskiej większości w Izbie Gmin. Przewiduje prawo nieuleczalnie chorych osób do zakończenia własnego życia przy pomocy lekarza, jeśli podejmą decyzję świadomie. Projekt ma poparcie premiera Keira Starmera i dwóch trzecich społeczeństwa w Anglii i Walii, gdzie ustawa miałaby obowiązywać. Teraz za pomoc w sytuacji terminalnej grozi tam kara do 14 lat więzienia. Ale ma też przeciwników, i to w samym rządzie. Minister zdrowia Wes Streeting zapowiada, że zagłosuje przeciw (w głosowaniu nie będzie dyscypliny partyjnej, to projekt poselski, a nie rządowy). Podobnie deklaruje muzułmanka Shabana Mahmood, ministra sprawiedliwości. Tekst zamierza poprzeć ministra kultury Lisa Nandy.
Streeting powołał się na liczne głosy obywateli obawiających się, że z prawa do dobrej i godnej śmierci zrobi się „obowiązek umierania”. W klimacie presji ludzie chorzy, starsi czy niepełnosprawni mogliby nabrać poczucia winy, że w ogóle żyją i obciążają budżet państwa. Inicjatorka uspokaja, że w projekcie znalazły się odpowiednie zabezpieczenia. Przedstawiciele Kościoła katolickiego i anglikańskiego podzielają te obawy. Tak samo jak część lekarzy i organizacji społecznych. Proponują w zamian zwiększenie liczby hospicjów i poprawę opieki paliatywnej. Próbę legalizacji „wspomaganego zakończenia życia” podjęto już na Wyspach w 2015 r. Wówczas przeciwko było 330 posłów i posłanek, „za” głosowało 118. Tym razem układ sił w parlamencie i nastroje w społeczeństwie są na korzyść zmiany prawa.