Człowiek Trumpa w Warszawie
Człowiek Trumpa w Warszawie. Polska jeszcze zatęskni za Markiem Brzezińskim
Na stanowiska ambasadorów prezydenci USA powoływali zwykle zawodowych dyplomatów albo biznesmenów milionerów w nagrodę za hojne datki w kampaniach wyborczych. Donald Trump i na tym polu jest kreatywny: mianuje na placówki oddanych mu bez reszty ideowych działaczy America First, bez dyplomatycznego doświadczenia, za to gotowych do publicznego recenzowania polityki kraju, do którego prezydent ich wysłał, i popierania tamtejszych partii prawicowo-populistycznych.
Jeszcze zatęsknimy za Brzezińskim
Nominowany na ambasadora w Warszawie Thomas Rose nie ma dyplomatycznego doświadczenia – był dotąd biznesmenem i konserwatywnym dziennikarzem bliskim ewangelikalnym stronnikom „naszego wspaniałego prezydenta”. Jako komentator krytykował rząd Donalda Tuska za rozprawę z medialnymi propangadzistami poprzedniej ekipy, nie krył swojej sympatii dla prezydenta Andrzeja Dudy i Zjednoczonej Prawicy, a nawet sugerował, że pragnie, by w wyborach prezydenckich w maju Polska wybrała jej kandydata.
W kręgach waszyngtońskiego establishmentu nie jest postacią zbyt znaną, choć niektórzy nie szczędzą mu pochwał. – Tom Rose rozumie historię i rozumuje w kategoriach długofalowych efektów działań. To dobry wybór dla naszego sojuszu – mówi o przyszłym ambasadorze Michael O’Hanlon, ceniony ekspert wojskowy z Brookings Institution. Ekspert z konserwatywnego Hudson Institute, pragnący zachować anonimowość, podkreśla: – Zważywszy na zainteresowanie Polski wojną w Ukrainie, należy odnotować, że Rose jest także bliskim przyjacielem (emerytowanego) generała Kelloga.
Keith Kellog to specjalny wysłannik Trumpa do Ukrainy, uchodzący wcześniej za Republikanina „mainstreamowego”, tzn. zwolennika powstrzymywania Rosji i kontynuacji pomocy dla Ukrainy.