Zwrotne Niemcy
Wybory w Niemczech. Kaput? Filary sukcesu szybko kruszeją, jaką drogą pójdzie nasz sąsiad?
Tegorocznym słowem roku w Niemczech będzie „zwrot”, czyli Wende. O Zeitenwende głośno stało się już trzy lata temu, kiedy kanclerz Olaf Scholz zapowiedział zmianę polityki bezpieczeństwa i podniesienie wydatków obronnych w reakcji na wojnę w Ukrainie. Im bliżej jednak było przedwczesnych wyborów do Bundestagu, które odbędą się już w najbliższą niedzielę, od kolejnych zwrotów mogło zakręcić się w głowie. Mówi się więc o zwrocie gospodarczym (Wirtschaftswende), o konieczności zwrotu w sprawach azylowych (Asylwende), o korekcie polityki energetycznej (to już zwrot w zwrocie, bo Energiewende ma swoje lata). Znalazłoby się jeszcze parę innych.
Przez 16 lat rządów Angeli Merkel (do 2021 r.) Niemcy broniły się przed gruntownymi zmianami, korzystając z koniunktury gospodarczej i stabilności politycznej. Trójpartyjny rząd Scholza pokłócił się właśnie o kierunek i zakres potrzebnych reform oraz sposoby ich finansowania. Teraz dominuje przekonanie, że kraj doszedł do ściany i status quo jest nie do utrzymania. Przyszedł więc czas na zwrot przez wielkie „Z”.
Chiński szok
Dotychczasowy pomysł na Niemcy, który zapewnił temu krajowi niezwykłe sukcesy, stracił rację bytu. „Kaput” to wszystko mówiący tytuł książki szefa ośrodka analitycznego Eurointelligence Wolfganga Münchaua o końcu niemieckiego cudu ekonomicznego. Niemcy zbudowały swoją potęgę na filarach, które nieodwołalnie kruszeją. Eksport był kołem zamachowym wzrostu gospodarczego, który korzystał z ogromnego popytu w Chinach i na innych rynkach wschodzących, z liberalizacji handlu, taniego gazu z Rosji, legendarnej wręcz konkurencyjności przemysłu niemieckiego, zwłaszcza samochodowego. Jednak – jak pisze Münchau – „wszystko, co wspierało niemiecką gospodarkę w ostatnim dziesięcioleciu, zwróciło się przeciw niej”.