Krew jego na nas
Najsłynniejsza Męka Pańska świata. Reżyser jest w kropce, nie może przecież fałszować Ewangelii
Pięciotysięczna dziś wioska nieopodal Garmisch-Partenkirchen jest – jak każda inna w Bawarii – urokliwa i przytulna. Ale świat nigdy by się o niej nie dowiedział, gdyby nie Kaspar Schisler. Ten robotnik najemny w 1633 r. wrócił do domu z odległego miasteczka do żony i dzieci, aby świętować z nimi wielkanocny odpust. Przyniósł ze świata wieści o zbierającej krwawe żniwo wojnie (trzydziestoletniej). I dżumę.
Dzięki czujnym wioskowym strażom, które nie wpuszczały do wioski obcych, Oberammergau chroniło się jakoś przed „czarną śmiercią”. Ale Schisler był przecież swój. Niebawem zmarł i pociągnął za sobą 84 sąsiadów, niemal jedną trzecią mieszkańców. Pozostali przy życiu, strwożeni i zrozpaczeni, postanowili szukać pomocy u Boga.
Na wiejskim cmentarzu, między świeżymi grobami zmarłych, wokół przyniesionego z kościoła krzyża zebrało się więc kilkadziesiąt osób, błagalna procesja. Wśród śpiewów i modlitw załamani śmiercią bliskich złożyli w swoim i całej wioski imieniu uroczyste zobowiązanie: że co 10 lat będą wystawiać pasyjne misterium i w ten sposób wyrażą Bogu podziękowanie – jeśli tylko uwolni ich od dżumy.
Legenda mówi – i nie tylko ona, również księgi parafialne, w których brak adnotacji o kolejnych zgonach – że Bóg wysłuchał ich próśb i odwołał dżumę. I wówczas okazało się, że złożone przy grobach ślubowanie niesie za sobą poważne konsekwencje dla ślubujących i ich potomków z Oberammergau do końca świata.
Ostatnie pięć dni Jezusa
I tak, rok po nieszczęsnym powrocie Schieslera do wioski, w 1634 r. w małej bawarskiej wiosce u podnóża Alp zaczęła się historia najsławniejszego dziś na świecie, trwającego już w 20. pokoleniu, cyklu widowisk Męki Pańskiej – amatorskiej inscenizacji ostatnich pięciu dni w życiu Jezusa, jego śmierci i zmartwychwstania.