Żegnaj, J-Town
Żegnaj, J-Town. Amerykanie powiedzieli „dość” w Jasionce. Trump pójdzie dalej
Odpowiedzialność za logistykę i ochronę transportów zachodniego uzbrojenia i amunicji dla Ukrainy przejmą inni sojusznicy z grupy wsparcia, czyli głównie z państw NATO. Amerykańskich żołnierzy zastąpią Niemcy, Norwegowie, Brytyjczycy, a także Polacy, choć pod granatową flagą z różą kierunków w środku. To wszystko było wiadomo od 2024 r., a jednak, gdy w mediach pojawił się komunikat US Army o „planowanej od wielu miesięcy i konsultowanej z sojusznikami relokacji”, zrobiło się nieprzyjemnie.
Kto żyw z rządu zaczął zapewniać, że nie ma mowy o żadnym odwrocie, że amerykańskie wojska wcale nie wyjeżdżają z Polski i że te plany od dawna były znane. Co ciekawsze, niepokój tłumił sam lider opozycji Jarosław Kaczyński, mimo iż polityczni harcownicy z PiS już się wyrywali, by oskarżać rząd Donalda Tuska o „antyamerykańską rebelię”, która miała wywołać gniew Donalda Trumpa. Ale nic z tych rzeczy. Amerykanie planowo, choć konsekwentnie, ograniczają swoje zaangażowanie na rzecz Ukrainy, a wcale nie jest wykluczone, że zmniejszą również obecność wojskową w Europie Wschodniej, w tym w Polsce.
Sprawa ukraińska, której efektem jest pożegnanie z Jasionką, wzięła się za prezydentury Joe Bidena z powszechnie akceptowanego pojęcia burden-sharing (dzielenia obciążeń). Po dwóch latach harówki Amerykanie powiedzieli „dość” i wynegocjowali z sojusznikami zluzowanie ich w roli magazynierów od przerzucania ładunków. Ten ruch świetnie wpisał się w strategię Trumpa: odciążania USA, skracania frontów i przerzucania obowiązków na innych.
Ale Trump pójdzie dalej, bo z jednej strony prowadzi z Władimirem Putinem negocjacje, w których Rosja domaga się wycofania wojsk USA spod jej granic, a z drugiej tnie koszty w Pentagonie i chce, żeby amerykańskie wojska broniły granicy z Meksykiem, a nie wschodniej Europy.