Kopuła Trumpa
Trump chce stawiać Złotą Kopułę. Nawet on nie pokona fizyki ani geografii
Może to być największe przedsięwzięcie obronne, do którego weźmie się ekipa Donalda Trumpa. Zintegrowana obrona powietrzna i antyrakietowa obszaru Stanów Zjednoczonych ma powstać pod hasłem Złotej Kopuły, a w dolarach będzie mieć wartość nie złota, lecz diamentów. Jeden z niezliczonych amerykańskich paradoksów polega na tym, że państwo uchodzące za największą potęgę militarną nie stworzyło systemu obrony własnego terytorium, a w czasie zimnej wojny świadomie i wspólnie ze Związkiem Radzieckim ograniczyło instalacje antyrakietowe.
Ponad 20 lat temu George W. Bush wycofał USA z traktatu ABM po atakach z 11 września 2001 r., ale przez następne dwie dekady niewiele zrobiono. Na Alasce powstała wyrzutnia 44 pocisków przechwytujących dalekiego zasięgu, kilka z nich jest też w Kalifornii. Z pomysłu wysuniętych baz w Polsce i Czechach zrezygnowano. Na Wschodnim Wybrzeżu wciąż nie ma żadnej mimo dekady debat. Trump, dla którego priorytetem jest obrona Stanów, a nie sojuszników, walnął pięścią w stół i zażądał kopuły, oczywiście złotej.
Jednak nawet on nie pokona fizyki ani geografii. O ile mały Izrael był w stanie zbudować warstwowy system obronny (nieziemsko skuteczny, choć i tak nie chroniący wszystkiego przed wszystkim), o tyle stworzenie takiej struktury na terytorium o rozmiarach połowy kontynentu jest niemożliwe. Pochłonęłaby wszystkie dostępne zasoby na wiele dekad. Dla porównania – nowoczesny, ale ograniczony system obrony powietrznej Polski kosztować ma wedle najnowszych szacunków 250 mld zł (z grubsza 66,5 mld dol.). Gdyby Trump zechciał pokryć obszar USA na porównywalną skalę co Polska, musiałby wydać 213 bln dol.!
Żadnej szczelnej kopuły więc nie zbuduje, choć wykorzysta technologie, które Amerykanie oczywiście mają. Najbardziej znany naziemny system obrony powietrznej – Patriot – jest globalnym punktem odniesienia jako niezwykle skuteczna, ale potwornie kosztowna broń defensywna.