Te wybory przejdą do historii jako jedna z najbardziej sensacyjnych elekcji we współczesnych demokracjach. Jeszcze niedawno wydawało się, że Partia Konserwatywna, prowadzona przez Pierre’a Poilievre’a, nie tylko wygra, ale wręcz zmiecie liberałów. Odchodzący Justin Trudeau był już mocno niepopularny, dobrze jego pracę oceniało ok. 30 proc. elektoratu. Poparcie dla Partii Konserwatywnej przekraczało w sondażach 40 proc. W dodatku stan ten utrzymywał się ponad rok, pokazując jasny trend.
Kanada: będzie koalicja?
Głosowanie przyniosło odwrotny rezultat. Wygrali liberałowie, kładzeni już do politycznej trumny, balansujący na granicy egzystencji. We wtorek rano polskiego czasu nie było jeszcze wiadomo, czy uda im się zdobyć większość – najpewniej będą potrzebować koalicjanta. Stabilna kontrola parlamentu byłaby możliwa przy 172 mandatach, Partia Liberalna zdobyła 167. Tradycyjny sojusznik, Nowa Partia Demokratyczna (NDP), dostanie zapewne siedem miejsc. Nie jest jednak powiedziane, że koalicja zostanie zawiązana. A Kanada ma dużo problemów, do których w ostatnim czasie doszła brutalna rywalizacja z USA.
Partia Liberalna zebrała 43,2 proc. głosów, Partia Konserwatywna – 41,7 proc. Ordynacja sprawia, że różnica w parlamencie wynosi w tej chwili 22 mandaty. Na kolejnych miejscach uplasował się separatystyczny Bloc Québécois, który i tak kandydatów wystawia tylko w tej jednej prowincji – formacja zdobyła 6,7 proc. głosów. Poza tym NDP 6,1 proc., Zieloni – 1,2 proc. A zatem Mark Carney, premier od 14 marca, pozostanie szefem rządu – choć jeszcze nie wiadomo, czy będzie to rząd koalicyjny, czy mniejszościowy.