Świat

1172. dzień wojny. Czy Amerykanie już wiedzą, kto nie chce pokoju w Ukrainie?

Władimir Putin, Donald Trump Władimir Putin, Donald Trump Artem Priakhin / Zuma Press / Forum
Donald Trump długo przekonywał świat, że Władimir Putin chce pokoju, i Amerykanom trudno się było z tego wycofać. Ale już zaczyna do nich docierać, jakiego pokoju chce Putin. Trochę się nie zrozumieli.

Po rozmowie przywódców Francji, Polski, Wielkiej Brytanii i Niemiec – prezydenta Emanuela Macrona, premierów Donalda Tuska i Keira Starmera oraz kanclerza Friedricha Merza – ten ostatni oświadczył, że jeśli Rosja nie zaprzestanie ataków rakietowych i dronowych na Ukrainę, zostaną zniesione restrykcje dotyczące zasięgu, na jaki może być użyta broń dostarczona z Zachodu. A jeśli to nie pomoże, to tydzień później Ukraina otrzyma niemieckie pociski lotnicze Taurus.

Po raz pierwszy za rządów Donalda Trumpa ambasada amerykańska w Kijowie wydała ostrzeżenie przed możliwymi alarmami lotniczymi ze względu na ataki rakietowe. Rosjan oczywiście nie nazwano po imieniu, ale to i tak postęp.

Po aresztowaniu przez SBU dwóch szpiegów węgierskich Węgry wydaliły dwóch ukraińskich dyplomatów, oskarżając ich o szpiegostwo, ale nie podając żadnych na to dowodów. W drodze zwyczajowych retorsji dyplomatycznych wydalono dwóch węgierskich dyplomatów.

Ciekawostką jest, że jednym z elementów obrony przeciwlotniczej Kijowa jest rzeczny statek pasażerski Mykoła Dudka. Został on zmilitaryzowany i początkowo służył jako pływająca baza motorówek patrolowych. Niedawno go uzbrojono w przeciwlotnicze działko dwulufowe ZU-23-2, kal. 23 mm oraz stanowiska dla dwóch przenośnych zestawów przeciwlotniczych. Gdy nadlatują rosyjskie drony Gerań, to wypływa on w górę lub w dół Dniepru, by wyjść im na spotkanie. Jest na to czas, bo statek ma do pokonania kilkanaście kilometrów, a drony kilkaset. W czasie pokoju statek woził wycieczki po Dnieprze…

W Estonii na granicy z Rosją pojawiły się plakaty z wizerunkiem Putina ucharakteryzowanego na Hitlera z opisem: „Putler. Zbrodniarz wojenny”. Można je oglądać od strony rosyjskiej.

Czytaj także: Putin w taki naród nie wierzy. Dla nas to sygnał: szykuje kolejną napaść

W Ukrainie zniszczono rosyjski radar ostrzegania przed celami powietrznymi. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby to nie był radar morski Furke 3 pochodzący z korwet typu 20380 Stiereguszczi i osadzony na ciężkim samochodzie ciężarowym. Rosjanie są jednak pomysłowi. Czekamy na wozy bojowe z wyrzutniami torped i bomb głębinowych.

Na frontach nadal bez zmian. Trwa obecnie zawieszenie broni, które nie jest łamane, ale lokalnie naruszane. Dlatego dokładną sytuację na frontach opiszemy jutro.

Dlaczego Rosjanie nie atakują tak, by zdobyć nowe tereny

Amerykański prezydent był tak przekonany o tym, że Rosjanie utknęli w Ukrainie, że przypuszczalnie nie wierzył własnym analitykom wywiadu. Przypuszczalnie, bo nie wiadomo też, co ci analitycy kładli mu na biurko. Wymienił tylu pracowników CIA (o wojskowym DIA niewiele wiadomo), że ci, którzy zostali i rozumieją sytuację, mogli mieć obawy przed wyprowadzaniem go z błędu. Rosjanie wcale nie utknęli – po prostu nie nastawiają się na zdobywanie terenu. To klasyczna, rzadko spotykana wojna na wyniszczenie, jak iracko-irańska. Chodzi o zadawanie strat, których nie da się już sensownie uzupełniać, oraz o doprowadzenie społeczeństwa do stanu kompletnego wyczerpania psychicznego życiem w ciągłym zagrożeniu atakami dronowymi i rakietowymi. Na dłuższą metę nikt tego nie wytrzyma. A Rosjanie mają swój wywiad, oceniają nastroje społeczne. Wiedzą, jak się one zmieniają w kolejnych miesiącach wojny, i w przybliżeniu są w stanie określić, kiedy zejdą poniżej poziomu krytycznego. Być może w ciągu najbliższego roku. Albo w kolejnym lub innym dającym się przewidzieć terminie. Kontynuują swoje działania, bo te, zazębiając się ze sobą, przynoszą pożądany efekt.

A teraz postawmy się w roli amerykańskiego wywiadu. Zakładamy, że Rosjanie chcą zdobyć w Ukrainie terytorium. A zatem pierwsze pytanie, jakie powinien sobie postawić analityk amerykańskiego wywiadu, to dlaczego Rosjanie nie atakują mostów na Dnieprze? Dniepr to wielka, szeroka rzeka, przecina Ukrainę na pół. Na takiej rzece nie jest łatwo zbudować most, nawet wojskowy most pontonowy to bardzo trudne przedsięwzięcie – muszą go stale wspierać kutry saperskie, by nie porwał go nurt. Zniszczenie mostów oznacza zerwanie lub poważne ograniczenie komunikacji między wschodem a zachodem Ukrainy. Dowóz zaopatrzenia na front zostałby zdecydowanie utrudniony, ale przecież przez Dniepr trzeba wozić wiele innych rzeczy, by zapewnić normalne funkcjonowanie państwa. Rosjanie w ogóle nie atakują obiektów związanych z zaopatrywaniem wojsk, co samo w sobie jest już bardzo dziwne. Nie chcą pozbawić ukraińskiej armii zaopatrzenia? Nie chcą stworzyć sytuacji sprzyjającej natarciu i w ogóle działaniom manewrowym?

Jeśli już mowa o działaniach manewrowych: Rosjanie wcale nie próbują do nich przejść. Mówi się, że „atakują wzdłuż całego frontu”’. Ale to ataki wyprowadzane najczęściej siłami plutonu, najwyżej kompanii, czyli 20–70 ludźmi. To ma być ofensywa? Gdzie słynne drugowojenne ofensywy, gdy po dwugodzinnym przygotowaniu artyleryjskim prowadzonym przez 1,5 tys. dział do natarcia rusza armia gwardii i dwie armie ogólnowojskowe, a za nimi armia pancerna gwardii szykuje się do rozwinięcia natarcia po przełamaniu obrony, czyli w wojskowym języku „do rozwinięcia powodzenia”? Razem jakieś 300 tys. ludzi, z 500 czołgów, do tego działa samobieżne i artyleria holowana. To jest ofensywa! Dodajmy, że prowadzona w wąskim pasie, taka siła dosłownie miażdży przeciwnika. A pluton z 20–30 żołnierzami? Czy ktoś rozsądny oczekuje, że zmiażdży on przeciwnika? Przecież to absolutny nonsens.

Czytaj także: Europa nadal wierzy w szeryfa Trumpa. Ale to nie Reagan i Putin to wie

Dlaczego Rosjanie nie skoncentrują większej liczby żołnierzy na danym kierunku, nie przywiozą na ten kierunek artylerii, czołgów? Wiadomo, że przy koncentracji sił problemem będą drony, ale w takiej sytuacji należy zastosować tak silne zakłócanie, jak tylko możliwe, i uporczywie wypatrywać operatorów własnymi dronami, by od razu niszczyć ich kryjówkę. Potem przed atakiem wykryte pozycje obronne zniszczy artyleria oraz silne, skoncentrowane uderzenia lotnicze. Dziś lotnictwo atakuje różne cele wzdłuż całego frontu, raz tu, raz tam. Takie uderzenia nie utorują drogi natarciu, co innego, gdyby zamiast nich wszystkie samoloty uderzyły w jedno miejsce, a ciężkie bomby były wycelowane we wszystkie wykryte pozycje obronne. Po czymś takim nacierające bataliony piechoty wchodzą na gotowe. Pas natarcia musiałby być nieco rozrzedzony ze względu na wszechobecne drony, ale i tak byłoby zbyt wiele celów, by zdołały one wszystkie zniszczyć przed przełamaniem linii obrony. Zwłaszcza że wielu operatorów zginęłoby już od wcześniejszych skoncentrowanych i dobrze wycelowanych uderzeń. W ten sposób można wyprowadzać natarcia, które wchodziłyby głęboko za ukraińską obronę. Rozpędzona piechota zmotoryzowana i czołgi zajmowałyby kolejne obiekty, w których mogłyby zorganizować silną obronę, wychodząc na tyły wojsk ukraińskich i zmuszając je do wycofania się.

Czy Rosjanie coś takiego robią? Absolutnie nie. Czy mają możliwość zorganizowania takiej ofensywy? Oczywiście, że tak. Dlaczego więc nie działają tak, by wyprowadzać skuteczne ofensywy? Odpowiedź może być tylko jedna: bo nie chcą.

Wojna na wyniszczenie

A zatem co kombinują? Pomyślmy… Nieustanną walką wyniszczają wojska ukraińskie, do tego stosując coraz celniejsze ostrzały artyleryjskie, a ponadto skuteczne uderzenia lotnicze – skuteczne w sensie zadanych strat. To na froncie, a na tyłach? Na co skierowane są ich okresowe ataki rakietowe i niemal codzienne dronowe? Może na szlaki komunikacyjne, by sparaliżować dostawy amunicji i uzbrojenia na front? Ależ skąd, z tego rodzaju celów atakują jedynie te związane z energetyką. By w maksymalnym stopniu utrudnić ludziom życie. Ponadto atakują domy i bloki mieszkalne. Ofiar jest zwykle kilka, rzadziej kilkanaście, ale to wystarczy, by wystraszyć innych. Nikt nie czuje się bezpieczny. A alarmy przeciwlotnicze to kolejne noce spędzane w schronach.

Czytaj także: Nowy blok wschodni? Putin jest szczery, wystarczy go słuchać i wszystko wiadomo

Pokój według Putina. Czy Trump to wreszcie zrozumiał?

No i teraz, mając tę wiedzę, odpowiedzmy sobie na pytanie: w co oni grają? Czy Ukraina pozostanie niepodległym państwem? A co powiedział Władimir Putin? Że pozostanie. Tylko zdenazyfikowanym, czyli z posłusznymi Rosji władzami w Kijowie. Czy Władimir Putin chce pokoju? Oczywiście, ale po wyeliminowaniu potencjalnego źródła wojny, czyli po denazyfikacji. ZSRR i Rosja zawsze pragnęły tylko pokoju, przecież dobrze to wiadomo. Dlatego Putin nie okłamał Trumpa, mówiąc, że pragnie pokoju. Tylko się trochę nie zrozumieli.

Ale po kilku miesiącach kluczenia i wymówek ze strony Moskwy w końcu do Donalda Trumpa zaczyna docierać, że Władimir Putin nie chce ani kończyć, ani nawet przerywać działań w Ukrainie. Każdy rozejm na 30 dni to jak dać odetchnąć duszonemu, dużo roboty od nowa. Poza tym trzeba by rozpocząć konkretne rozmowy pokojowe, a o czym? Jak zmienią się władze w Kijowie na prorosyjskie, to Rosja z nimi szybko zawrze pokój. Ukraina zgodnie z obietnicą pozostanie niepodległa, a że będzie zależna od Rosji, to dopiero stanie się jasne po pewnym czasie.

Czytaj także: Wróg czy nie wróg? Ambiwalentny stosunek Rosjan do USA i Trumpa

W każdym razie kolejna odmowa Rosji rozejmu na 30 dni w końcu uświadomiła amerykańskiej administracji, w co gra Władimir Putin i co ma na myśli, mówiąc to, co mówi. Wystarczy go tylko dobrze słuchać, przecież powiedział, że kiedy Rosja osiągnie wszystkie pierwotnie określone cele, w Ukrainie zapanuje pokój (którego rosyjski przywódca bardzo pragnie), a sama Ukraina pozostanie niepodległym państwem. I tak samo będzie z każdym kolejnym zaatakowanym w Europie krajem. Czyż PRL albo NRD nie były niepodległe?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Śledztwo „Polityki”. Białoruska opozycjonistka nagle zniknęła. Badamy kolejne tropy

Anżelika Mielnikawa, ważna białoruska opozycjonistka, obywatelka Polski, zaginęła. W lutym poleciała do Londynu. Tam ślad się urwał. Udało nam się ustalić, co stało się dalej.

Paweł Reszka, Timur Olevsky, Evgenia Tamarchenko
06.05.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną