Magellan znów zginął
Marcosowie i Duterte: potężne rodziny z Filipin. Rządzą i nie zmienią tego ich zbrodnie
Co roku na wyspie Mactan zabijają Ferdynanda Magellana, portugalskiego żeglarza w hiszpańskiej służbie. Przypłynął tutaj w 1521 r. i – na własną zgubę – próbował nawracać miejscowych na chrześcijaństwo. Inscenizacja odbywa się zawsze rankiem 27 kwietnia, w rocznicę bitwy, na spokojnym brzegu oddzielonym od morza dużym zagajnikiem mangrowców. Oglądają ją na żywo tysiące widzów, w tym władze lokalne i państwowe, czasami jest wśród nich nawet sam prezydent Filipin.
Scenariusz co roku jest taki sam: najpierw tancerze odmalowują sielskie i szczęśliwe życie przed inwazją, potem pojawiają się Hiszpanie, którzy palą chaty tubylców i generalnie sieją strach i spustoszenie, ale ostatecznie zostają pokonani przez wojowników pod wodzą bohaterskiego wodza Lapu-Lapu. Potem następuje triumfalny taniec i seria długich nudnych przemówień polityków o pierwszym zwycięstwie Filipińczyków nad kolonializmem.
W tym roku delegacja władz była wyjątkowo skromna – tylko kilkoro deputowanych do parlamentu – bo politycy byli zajęci inną bitwą. Trwała kampania przed wyborami parlamentarnymi 12 maja, w których dwie najpotężniejsze rodziny w kraju – Marcosowie i Duterte – walczyły o władzę.
Paradoksy Filipin
Obie rodziny mają poza Filipinami wyjątkowo złą sławę. Rodzice obecnego prezydenta Bongbonga (właśc. Ferdinanda juniora) Marcosa, czyli dyktator Ferdinand Marcos i jego żona Imelda, zostali oficjalnie wpisani do Księgi rekordów Guinnessa jako najbardziej złodziejski rząd w historii świata. W latach 1965–86, kiedy sprawowali władzę, ukradli z budżetu 5–10 mld dol. Odzyskano co najwyżej połowę tych pieniędzy, nikt z rodziny Marcosów nie spędził nawet dnia w więzieniu.
Z kolei Rodrigo Duterte, ojciec obecnej wiceprezydent Sary Duterte i prezydent w latach 2016–22, rozpętał wojnę z narkotykami, w której „nieznani sprawcy” zabijali bez wyroków sądowych nie tylko handlarzy, lecz również narkomanów.